Trenerze, czy po pierwszej rundzie wydawało się, że ta twardość, to mocne stanie na nogach Filipinki, może okazać się przeszkodą do zwycięstwa w tej walce? Tomasz Dylak, trener Julii Szeremety: - My wiedzieliśmy dokładnie, jak będzie mniej więcej wyglądać walka. Wiedzieliśmy przecież o tym, że będziemy mocno ryzykować. Wiedzieliśmy o tym, że Julka zanim rozczyta przeciwniczkę, zanim złapie swój rytm, to nadzieje się na parę mocniejszych akcji. I tak właśnie było. Przegraliśmy pierwsze dwie minuty. Ja to czułem jako trener. W ostatniej minucie już widziałem, że Julka zaczyna czytać przeciwniczkę i zaczyna łapać rytm, ale czułem, że to będzie za mało, żeby pierwszą rundę wygrać. Ale to, jaki Julka miała spokój w narożniku pomiędzy pierwszą a drugą rundą i pomiędzy drugą a trzecią, było czymś niesamowitym. Mając 20 lat, walcząc z wicemistrzynią olimpijską przegrywa po pierwszej rundzie 0:5, a ona po prostu się uśmiechała w narożniku i tylko kiwnęła głową, że będzie robić to, co powiedziałem. To naprawdę coś niesamowitego. Co trener powiedział konkretnie? - Powiedziałem jej, że musi uważać już na te mocne ciosy, że tę pierwszą rundę przegraliśmy. Dodałem, że musi już wydłużać akcję, że może nawet już w drugiej troszkę ryzykować i wchodzić w dłuższe serię, ale musi mieć brodę niżej schowaną i kończyć ostatnim ciosem. No i powiedziałem, że w razie czego musi wejść w klincz i trochę walczyć brudno. I wydaje mi się, że też tym wygrała, że kończyliśmy akcje, wchodziliśmy w klincz, troszkę Julka "ściągała". Jeszcze była dwa, trzy ciosy i widziałem, że Filipinka frustrowała się, bo już oglądałem jej walki, gdzie widziałem, że w tych klinczach właśnie się frustruje i gubi rytm. Rywalka nie umiała się później w ogóle odnaleźć. Jakby była sparaliżowana. - Tak, my cały czas krzyczeliśmy do niej: "patrz, jak ona się zachowuje po klinczach". No właśnie, Julka troszkę brudno walczyła, ale wtedy widzieliśmy, że ona gubi cały ten swój rytm i dlatego na tym trochę bazowali. Wiedzieliśmy, że może ta walka przez te wejścia w klincz i faule nie do końca będzie ładna dla oka, no ale tu trzeba było wyszarpać to już taktycznie. Wiedzieliście, że polski boks ma tylu kibiców? Na korcie centralnym Rolanda Garrosa walkę Julii oglądały setki ludzi z Polski. - Cieszymy się ogromnie, bo to jak ludzie się zachowują w stosunku do Julki jest naprawdę wspaniałe. Zwycięstwo kontrowersyjnej pięściarki. To z nią Szeremeta będzie bić się o złoto Gwiazda internetu. - Tak, Julka przez wioskę olimpijską nie może przejść, bo co chwila ktoś się zatrzymuje i chce robić z nią zdjęcie, tak że już musimy bokami chodzić. Julka wiadomo, że się cieszy, bo jest młodą dziewczyną i cieszy się z tego zainteresowania. My sami cieszymy się z tego, że polski boks się odradza i że to będzie dziewczyna, która naprawdę pociągnie polski boks, bo zobaczcie, jaką ona ma charyzmę, jaki ona ma uśmiech. Widzieliście to jak ona w trzeciej, decydującej rundzie, jeszcze w przerwie kibiców zachęcała do dopingu. Przecież naprawdę na takich ludzi, na takie wyjątkowe osoby, czekaliśmy wiele lat. Nie obawiam się, że to zainteresowanie może jakoś przytłoczyć Julię i ją zdekoncentrować przed finałem? - Staram się pilnować tego, żeby w odpowiednich momentach Julka ten telefon odkładała, bo to jest bardzo wrażliwa osoba. I boimy się tego, co ona przeczyta, co ona zobaczy. A wiadomo, że nie zawsze wszystko jest idealne w mediach. Czasem ktoś może napisać coś takiego, co ją zaboli, więc w odpowiednich momentach staramy się jej ten telefon zabierać. Ale z drugiej strony wiemy, że to jest młoda osoba i troszkę uzależniona od telefonu. Czyli taki balans, Bo jeśli byśmy całkowicie jej zabrali, to pewnie by była po pierwsze zła i nie wchodziłaby z taką radością do ringu, a z drugiej strony jednak troszkę musimy trzymać ją w ryzach. Jak wygląda dieta takiego sportowca? Opowiedzmy trochę o kulisach. - Kiedyś okropnie, nie jadła warzyw, nie jadła owoców i jadła po prostu to, co chce. A teraz pilnuje wszystkiego. Jeśli robi wagę, to wiadomo, że to jest oparte na warzywach, na owocach, na orzechach. Do tego odpowiednia ilość białka, a po wadze już się ładuje glikogeny. Wszystko mamy zaplanowane, jaki napój pije pierwszy, jaki drugi. No i ten proces trwa. Więc tutaj już jest profesjonalnie, ale dopiero gdzieś od półtora roku, a wcześniej tak nie było. Macie wszystko w wiosce olimpijskiej, czego potrzeba, żeby ten reżim utrzymać? - Tak, ale my też dużo rzeczy wzięliśmy ze sobą, bo staramy się bardzo profesjonalnie do tego podchodzić i wiemy, że to już są igrzyska olimpijskie. No i to nie jest już boks taki, jak był 50 lat temu czy nawet 30 lat. Tylko my staramy się wprowadzić coś świeżego. Dlatego wprowadziliśmy i treningi motoryczne, i dietetyka, i psychologa. Staramy się iść z czasem i dlatego to wszystko wydaje mi się, że się zmieniło. Trochę to zrewolucjonizowaliśmy. Proszę powiedzieć, który moment był taki zupełnie przełomowy, jeżeli chodzi o waszą współpracę? Bo ja z Julią dosyć dużo rozmawiałem w wiosce olimpijskiej. Ona mi opowiadała między innymi właśnie o tym, jak jej się kiedyś wydawało, że może oszukać trenera tym, że powie, że wykonała jakąś jednostkę treningową, a ona jej nie wykonała. I dopiero za jakiś czas zrozumiała, że tak naprawdę największą krzywdę robi sama sobie. - Wydaje mi się, że nie było takiego jednego przełomu. Chociaż jeden moment pamiętam, gdzie po mistrzostwach Europy U-22 w Chorwacji powiedziałem jej, że to jest ostatnia szansa i jeśli się nie weźmie naprawdę do pracy, to już nie będę jej powoływał i nie będę z nią pracował, bo po prostu mierzę w wielkie rzeczy. Jeśli się nie zmieni, to ta współpraca nie ma sensu. I pamiętam, że wtedy była okropnie zła i smutna, długo dochodziła do siebie. Pamiętam, jak na następny dzień już trener klubowy z nią szedł i pilnował, co ona je. Uczył ją co to jest białko, gdzie są węglowodany, co ma jeść i jak ma jeść. Od razu robiła trening siłowy po tamtym przegranym pojedynku, ale wiadomo, że to był proces. To nie było takie wyjście, że nagle z dnia na dzień ona zaczęła ciężko pracować, bo jeszcze trochę oszukiwała. No i czym bliżej było igrzysk olimpijskich, tym ona bardziej profesjonalnie podchodziła. A ostatni okres to, uwierzcie mi, choć wiadomo, że chodziłem za nią jak cień, ale naprawdę się pilnowała. W tym momencie, mając 20 lat, zachowuje się jak osoba bardzo dorosła. Rozumiem, że skoro pan tak zdecydowanie postawił sprawę, to znaczy, że rzeczywiście problem był istotny. - Nie chcę za dużo mówić, bo znowu się na mnie obrazi (uśmiech). Ale to prawda, nie było dobrze. Po prostu ona traktowała boks jako formę zabawy. Po prostu jak wyjdzie, to wyjdzie, a jak nie, to nie. A później, czym dalej w las, traktowała już naprawdę serio. Wydaje mi się, że też widziała, jak naszemu teamowi zależy i jak my w nią wierzymy, przez co później chyba też było jej trochę głupio. A na końcu to jej już zależało i ona czerpie radość. Też zobaczyła, że jak postawiła mocno na te wszystkie rzeczy okołotreningowe, no i sam trening również, dzięki czemu zdobyła mistrzostwo Europy U-22, co było bardzo ważnym momentem. Stwierdziła, że to ma sens. Później zdobyła kwalifikacje olimpijskie i jeszcze się bardziej zapędziła. W odpowiednim momencie musi przyjść sukces, który potwierdzi to wszystko, co my jako team robimy. Powiedział pan jeszcze taką rzecz, którą sam pan obserwuje, jak ona niesamowicie znosi cały ciężar gatunkowy turnieju olimpijskiego. Czy pan ją też jeszcze w pewien sposób, choćby przy okazji tego turnieju, odkrywa i czegoś nowego się o niej dowiaduje? - Wydaje mi się, że znam ją bardzo mocno, chociaż nie wiedziałem, że aż tak będzie czerpać radość będąc na takim turnieju i widząc tylu kibiców, światła, te kamery. Jednak bałem się troszkę czy nie zareaguje trochę nerwowo, gdy wyjdzie do bardzo doświadczonej przeciwniczki, do bardzo mocnej, bo to był jej największy sprawdzian w życiu. Ja sam usiadłem z chłopakami i powiedziałem: "słuchajcie, tu zobaczymy, czy Julka naprawdę jest taka wielka, czy pod naporem Filipinki jednak pęknie i się okaże, kurcze, że trochę jest przewartościowana". No i nie pękła. Udowodniła, że jest kimś wielkim i skradła Rolanda Garrosa. Jest lepsza od Igi (śmiech). Rozmawiał i notował Artur Gac, Paryż