Artur Gac, Interia: Rozmawiamy, gdy jeszcze jesteś w Rijadzie, na zegarku u ciebie 11:20, a ty zamiast spędzić luźniej czas, właśnie wszedłeś na siłownię. Damian Knyba, pięściarz wagi ciężkiej (15-0, 9 KO): - Nie przepuszczam treningu. Cały czas jestem w cyklu, formę trzeba na okrągło robić. Teraz szykuję się na czerwiec, wówczas stoczę swoją kolejną walkę. Wprawdzie jest jeszcze trochę czasu, ale jestem tego typu zawodnikiem, który cały rok stara się trzymać dyspozycję. Dodajmy, że na galę do Rijadu pojechałeś towarzysko. - Zgadza się, ale lubię utrzymywać ciało w formie. Poza tym jest też tak, że czasem zdarzają się okazje i może paść jakaś nieoczekiwana propozycja, więc warto być cały czas w gotowości. Po raz pierwszy gościsz na gali w Arabii Saudyjskiej? - Tak. I powiem szczerze, że gala była naprawdę fajna pod względem niesamowitych zawodników, ale myślałem, że będzie trochę lepiej zorganizowana. Sądziłem, że będzie to najlepsza impreza bokserska, na jakiej kiedykolwiek byłem. A okazało się, że gale Top Rank (amerykańska grupa promująca Polaka - przyp.) są zorganizowane lepiej. Pod jakim względem? - Przede wszystkim są większe. Obstawiam, że tutaj było z 5-6 tysięcy widzów, a na galach Top Ranku - tak na oko - sala jest chyba z trzy razy większa. Ludzi może aż tyle nie ma, ale tak z 10-12 tysięcy spokojnie zasiada na trybunach. Generalnie wszystko jest lepiej zorganizowane. Widać, że tutaj dopiero zaczynają i trzeba jeszcze dopracować dużo rzeczy. Tak czy siak wkładają naprawdę potężne pieniądze, dlatego ogląda się zawodników z absolutnie górnej półki. To jest właśnie ta nowa jakość dzięki potędze pieniędzy, czyli wymarzone walki jedna za drugą, a poza tym mnóstwo znamienitych gości, zwłaszcza innych topowych pięściarzy obecnych i z poprzednich dekad. - Sto procent tak, ale żeby cały projekt wyglądał tak, jak widziałem to w Stanach Zjednoczonych, potrzebują nabrać jeszcze trochę doświadczenia. Podejrzewam, że w którymś momencie wszystko idealnie dopracują. Powiedziałeś przed chwilą, iż dobrze być w takich miejscach, na które są skierowane oczy całego pięściarskiego świata, a także cały czas podtrzymywać formę. I sam mogłeś się o tym przekonać. - Rzeczywiście, gdy z drugiej najważniejszej walki gali wypadł Daniel Dubois, zacząłem być brany pod uwagę jako zastępstwo do pojedynku z Josephem Parkerem. Ostatecznie zdecydowali się postawić na Martina Bakole. Wiadomo, że Kongijczyk jest dużo wyżej, już wszedł na wyższy poziom, jest atrakcyjniejszym nazwiskiem i nie ma co mówić. Jednak - jak się okazało - był tak przygotowany, iż jestem pewien, że na sto procent dałbym dużo lepszą walkę. On wyszedł z marszu, a ja staram się trzymać formę na co najmniej niezłym poziomie, więc w którymkolwiek dniu w roku wyszedłbym do ringu, to nie dałbym aż takiej złej walki. Telefon ze strony grupy Matchroom Boxing pojawił się, gdy już byłeś w drodze do Rijadu. Wówczas wobec twojego menedżera Łukasza Kownackiego padła propozycja, czy było to tylko wstępne sondowanie i zorientowanie się, czy w ogóle jesteście chętni? - To była wstępna propozycja, jako że byłem brany pod uwagę jako jeden z kilku zawodników. Wybrali najlepszego i najbardziej medialnego. Z waszej strony faktycznie od razu pojawiło się zielone światło? - Zdecydowanie tak. Przede wszystkim, gdybym nawet przegrał, ale w dobrym stylu, to taki pojedynek byłby dla mnie bardzo, bardzo na plus. A twierdzę, że aż tak źle bym się nie pokazał. Widziałem sporą szansę, żeby coś ugrać, dlatego byliśmy jak najbardziej "za". Cały nasz team mówił w tej sprawie jednym głosem. Mistrz świata wypada z wielkiej walki w Arabii. Wskakuje były mistrz Polski. Ogromny hit faktem Oczywiście, gdybyś się postawił Parkerowi, to nawet porażka - tak jak mówisz - okazałaby się trampoliną dla dalszych propozycji. Teoretycznie jednak trzeba by było brać po uwagę też taki scenariusz, że przy zakontraktowanej walce na wariackich papierach z takim rywalem, zdarzy się szybka i spektakularna porażka. Rozważałeś równolegle, że gdyby ziścił się czarny scenariusz, to mógłby cię drogo kosztować mentalnie i wyhamować karierę? - Na pewno było też coś takiego. Wiadomo, że w szczególności w wadze ciężkiej po ewentualnym, mocnym nokaucie, często jest ciężko wrócić. Sam nie wiem, jak mój organizm zachowywałby się po takiej porażce, jak reagowałaby moja głowa przy kolejnych walkach i co by się działo ze mną przy następnych mocnych ciosach. Dlatego, owszem, towarzyszyła mi taka myśl, jednak byłem pewien, że pokazałbym się na pewno z dobrej strony. Naturalnie nie byłbym przygotowany pod tego rywala, ale nie mam wątpliwości, że na sto procent dałbym dobrą walkę. Promotor Eryk Rachwał też na ciekawą rzecz zwrócił uwagę, bo tutaj w tej historii kilka rzeczy się ułożyło. Byłeś w drodze do Rijadu, twój trener Shaun George był już na miejscu z Zhangiem Zhileiem, a po trzecie chiński kolos mógłby ci pomóc w szybkim "game planie", wszak rok temu walczył właśnie z Parkerem. - Akurat pewnie na Zhanga najmniej bym liczył, bo miałby na głowie swoje wyzwanie, ale faktycznie wszystko fajnie się składało. Poza tym miałem także aktualne wszystkie badania, więc generalnie tam nic nie stało na przeszkodzie. Biorąc to wszystko pod uwagę czułem, że fajnie byłoby stoczyć taką walkę. Nokaut na Bakole w drugiej rundzie był niespotykany. Ważący około 140 kg pięściarz zainkasował cios na górę głowy, na jej środek, który w dodatku się ślizgnął... - Tam musiały już nałożyć się też inne ciosy, a ten dokończył dzieła. Bo faktycznie to mało prawdopodobne, że jeden taki cios byłby w stanie znokautować. Mówi się, że będący bez treningów Bakole pewnie dlatego wziął tę walkę, bo w końcu mógł zarobić tyle, ile wcześniej nie chciał mu płacić Turki Al-Sheikh, a teraz do bólu wykorzystał sprzyjające okoliczności. Podobno mógł zarobić nawet niespełna 4 miliony dolarów. Czy na etapie wstępnego sondowania twojej osoby, jakakolwiek kwota padła? - Nie. Właśnie żadna kwota nie została wymieniona. Pytali tylko, czy byłbym chętny, bo jestem w gronie kandydatów. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że na pewno nie zaproponowaliby mi tyle, ile dostał Bakole. Jednak i tak podejrzewam, że byłyby to duże pieniądze. Sądzę, że gdyby kwota weszła w okolice 1 miliona dolarów, to już i tak absolutnie byłaby twoja "życiówka". - Zdecydowanie tak. Swoją drogą istotnie myślę, że mogliby mi zaoferować właśnie tego rzędu wypłatę. Która walka z całej gali zrobiła na tobie największe wrażenie? - Bez dwóch zdań main event, czyli pojedynek Biwoła z Beterbijewem. Biwoł wygrał zasłużenie, w zasadzie punktowałem podobnie, moim zdaniem triumfował trzema rundami. Fajnie się oglądało taki pojedynek, emocji było bardzo dużo. Czuć było, że ludzie żyją tą walką. Ja punktowałem podobnie, jedną rundę więcej dałem Biwołowi. Generalnie po ośmiu rundach miałem 4-4, ale później było widać, że gaz wciska nowy bezdyskusyjny mistrz świata kategorii półciężkiej. - Tak jest. Gdy w czwartej-piątej rundzie Biwoł trochę przygasł, już bałem się, że może się nie odbić. Jednak dopiero później wrzucić wyższy bieg i walka zaczęła przebiegać pod jego dyktando. Według mnie ich trzecia walka może mieć jeszcze wyraźniejszego zwycięzcę w osobie młodszego Biwoła. - Uważam, że może być podobnie. Inna sprawa, że według mnie Biwoł wygrał już pierwszą walkę, ale został troszkę skrzywdzony. Ja już wtedy oceniałem, że wygrał przewagą jednej lub dwóch rund. Teraz Biwoł pokazał się jeszcze trochę lepiej, a gdy będziemy mieli trylogię, zakładam zbliżone zwycięstwo. Beterbijew pewnie zrobi wszystko, by narzucić jeszcze mocniejszą presję. Natomiast przy jednej walce, jeśli można tak powiedzieć, sam odczuwałem ból, jaki Agit Kabayel zadawał Zhangowi. Niemiec nieprawdopodobnie niszczył ciosami na korpus Chińczyka, aż w końcu - mówiąc żargonem bokserskim - po prostu go złamał. - Szkoda mi Zhanga, bo naprawdę mocno mu kibicowałem. Wiedziałem, że Kabayel będzie go właśnie rozbrajał ciosami na dół, ale sądziłem, że Zhang będzie go mocniej kontrował i nie pozwoli mu na coś takiego. Tym bardziej, że gdy bije się po dołach, to zawsze góra jest odkryta i łatwiej jest rywala skontrować na głowę. Widać, jak na razie, że Kabayel jest twardy. Pytanie jak długo jeszcze, bo szczęka przy takim stylu w końcu też zaczyna siadać. Ciekaw jestem, jak długo jeszcze ujedzie na takim boksowaniu. Niemniej na razie jest twardy, ma dobrą pozycję i zajeżdża przeciwników. Najbardziej właśnie po stronie Zhanga obawiałem się kondycji. Zakładałem, że do połowy walki może być pod tym względem nieźle, ale okazało się, że już po trzeciej rundzie nie miał siły. Te ciosy na dół okrutnie go zmęczyły, odebrały mu wszystko, co miał. Co z tego, że góra była u Kabayela odkryta, skoro bomby, które cały czas zbierał na tułów, w zasadzie go zastopowały. - Ciosy na dół bardzo odbierają kondycję, więc tym bardziej znacznie utrudniły mu zadanie. Zhang nie słynie z mocnej kondycji, a jeśli jeszcze cały czas bije się go na tułów, tym szybciej gaśnie. Natomiast u Kabayela po stronie kondycji też już widziałem, że zaczynał się męczyć. Oglądając te dwa mocne pojedynki wagi ciężkiej z pobliża ringu, myślałeś sobie, że powiedzmy z kimś już mógłbyś dać równą walkę, a na przykład Joseph Parker to jeszcze za wysoka półka? - Szczerze mówiąc, po tym przygotowaniu Parkera, które widziałem, uważam, że jeszcze trochę mi brakuje do niego. Nie dość, że miał rekordowo wysoką wagę, to był bardzo eksplozywny, dobrze chodził na nogach i mocno bił. Na pewno jest mega niebezpiecznym zawodnikiem, tu jeszcze widzę różnicę i moje braki. A z pozostałych, najbardziej leżałby mi Bakole, lecz tym razem to była też kwestia jego słabego przygotowania. To nie jest zawodnik, który cały rok trzyma formę, tylko typowy startowiec. Wyglądało wyraźnie, że jeśli nie ma w planie walki, to po prostu nie trenuje lub rusza się tyle, o ile. Czy prawdą jest, że w czerwcu czeka cię zdecydowany skok jakościowy, jeśli chodzi o klasę rywala? - Taki jest plan, ale nie jest to takie proste. Wielu pięściarzy niestety nam odmawia, parę propozycji już upadło, dlatego cały czas szukamy przeciwnika. Mam nadzieję, że będzie to bardzo dobry zawodnik, dzięki czemu pokażę się kibicom w Stanach Zjednoczonych z dobrej strony. Nigdy nie mówiłeś o tym publicznie, ale kiedyś mignęło mi u ciebie niepokojące zdjęcie. Prawdą jest, że dosłownie dzień lub dwa przed ostatnią walką z Andrzejem Wawrzykiem, miałeś wypadek samochodowy w Stanach Zjednoczonych? - A tak, dokładnie dwa dni przed galą. Jechałem drogą z pierwszeństwem, gdy nagle, mimo znaku stop, wyjechała mi z drogi podporządkowanej młoda dziewczyna. To był dosyć mocny wypadek, kosztował mnie wstrząs mózgu. Czułem się trochę poobijany, ale też nie chciałem nic mówić przed walką, bo bez sensu byłoby na to zwracać uwagę. Niemniej na pewno trochę utrudniło mi to zadanie. Ja nigdy nikogo nie lekceważę, ale gdyby to była walka z dużo mocniejszym rywalem, to zastanawiałbym się, czy w ogóle wyjść do ringu. Twoje auto wyglądało na mocno pokiereszowane. - To nie była stłuczka, tylko mocne uderzenie, po którym auto pójdzie do kasacji. A tej dziewczynie coś się stało? - Raczej nic poważnego, ale była trochę poobijana. Wyszła o własnych siłach i chyba jest z nią wszystko w porządku. Rozmawiał Artur Gac Chcesz porozmawiać z autorem? Napisz: artur.gac@firma.interia.pl