Od początku wiadomość o tym pojedynku brzmiała co najmniej zaskakująco i w żadnym razie nie jest to słowo, w tym przypadku, użyte na wyrost. A tak naprawdę jest nawet niewspółmierne do stopnia zdziwienia, czy nawet zszokowania. 36-letni Wawrzyk na ring wrócił we wrześniu ubiegłego roku po sześciu latach przerwy, gdy - delikatnie mówiąc - nie prowadził się po sportowemu. Powrót był szalenie bolesny, bo krakowianin został rzucony na deski przez przeciętnego Michała Bołoza. Nokaut wyglądał bardzo niepokojąco, ale niedoszły rywal Deontaya Wildera (z pojedynku życia wykluczyła go wpadka dopingowa), postanowił dalej próbować. I dopiął swego, w lipcu pokonał Kamila Bodziocha, ale problem w tym, że drugi z naszych pięściarzy nic nie znaczy w poważnym boksie. Andrzej Wawrzyk zaskoczył w starciu z Kubratem Pulewem I tutaj dochodzimy do sedna. Wawrzyk po pokonaniu rywala z dalekiej ligi zdecydował się na pojedynek z niedawnym "koniem" wagi ciężkiej, Bułgarem Kubratem Pulewem. Tak naprawdę całą nadzieję Polak mógł pokładać w tym, że "Kobra" ma już 42 lata, a w tym wieku - w tak ciężkim sporcie - pięściarze nieraz w bardzo krótkim czasie tracą wiele atutów. Dlatego zastanawialiśmy się... Może obóz Wawrzyka wie coś o Pulewie, czego my nie? Polski pięściarz nieźle zaczął, nie dawał się trafić kombinacjami kilku ciosów, a sam starał się trzymać bezpieczny dystans lewym prostym. Z upływem pierwszej rundy Pulew zaczął kontrolować walkę jabem i spychał Polaka pod liny, których ten przed walką chciał koniecznie unikać i taki był plan. W drugiej rundzie walka miała podobny przebieg, Wawrzyk boksował na wstecznym biegu, lecz po minucie próbował się zrewanżować mocnym prawym, tyle że ten cios nie zrobił wrażenia na "Kobrze". Wawrzyk wyżej podniósł prawą rękę, w odpowiedzi Bułgar próbował sobie go "otworzyć" ciosami na korpus, ale nasz pięściarz cały czas pozostawał na tyle mobilny, że unikał niebezpieczeństwa. Kontrola ze strony Pulewa nie podlegała dyskusji, choć w drugiej połowie trzeciej rundy krakowianin odważnie zareagował na wzmożoną ofensywę przeciwnika. Próbował z kontry odpowiedzieć na akcje, w których rywal polował na bardzo mocny cios z prawej ręki. W czwartej odsłonie Wawrzyk szybko zerwał się z akcją kilku ciosów na środku ringu, ale większość uderzeń spadło na gardę przeciwnika. Pulew wydawał się być coraz bardziej sfrustrowany, bo szedł do przodu, ale miał problem z przycelowaniem, bowiem podopieczny Andrzeja Fonfary dobrze chodził raz w lewo, raz w prawo. Pod koniec rundy pechowo doszło do przypadkowego zderzenia głowami, w wyniku którego nasz pięściarz najpewniej nabawił się rozcięcia (jakość transmisji pozostawiała wiele do życzenia), co sędzia ringowy od razu zasygnalizował. Wawrzyk po raz pierwszy na deskach, ale Pulew nie dokończył Polaka W 5. rundzie po stronie Wawrzyka już widać było zmęczenie, już tak żwawo nie poruszał się w ringu, co od razu sprawiło, że zaczął przyjmować więcej ciosów. Pod koniec odsłony Wawrzyk reklamował, że został trafiony łokciem. Sędzia upomniał Pulewa i zasygnalizował nieprzepisowy cioss. Cios, który spowodował liczenie, nie okazał się być "game changerem" i Wawrzyk kolejną rundę rozpoczął boksując bardzo podobnie. Pozytywne było to, że kilka mocnych prawych, które spadały w okolice jego ucha, dobrze znosił, podobnie jak mnożące się lewe proste. A właśnie o odporność na ciosy najbardziej martwiliśmy się w starciu z "Kobrą". Niestety nagromadzenie prawych sprawiło, że na początku ósmej rundy po kolejnym takim ciosie Polak po raz drugi wylądował na deskach, ale znów nie dał się wyliczyć. Sam nadal próbował się odgryzać, choć w ringu trwało polowanie. Do końca walki pozostawały już tylko dwie rundy i mało prawdopodobny scenariusz, że pojedynek rozstrzygnie się na pełnym dystansie, zdawał się być coraz bardziej prawdopodobny. Zmęczony Wawrzyk zachowywał czujność w newralgicznych momentach, jak wtedy, gdy Pulew zepchnął go na liny i wystrzelił zamaszystym lewym. Polak znakomicie zszedł z linii ciosu, a po chwili znów przechytrzył Bułgara. Można było odnieść wrażenie, że złapał drugi oddech, bo znów nieco śmielej poczynał sobie na nogach. Ostatnie trzy minuty zakontraktowanej na 10 rund walki to wzmożona ofensywa Pulewa, Bułgar zdecydowanie szukał już tylko nokautu, ale po tym pojedynku musi zdać sobie sprawę, że wieku nie oszuka. I ze "starego" Pulewa niewiele zostało. Ten pojedynek "Kobra" wygrała jednogłośnie, na kartach wszystkich sędziów. Arbitrzy punktowali następująco: 99-89, 100-88, 100-88.