Tylko początek pojedynku mógł znamionować, że Andrade dużo wyżej zawiesi poprzeczkę rywalowi, który wzbudza respekt nawet u genialnego Saula Alvareza. A po wczorajszej batalii jeszcze lepiej można zrozumieć, dlaczego "Canelo" nie kwapi się do konfrontacji z jednym z najlepszych obecnie pięściarzy świata bez podziału na kategorie wagowe. Benavidez rzucił Andrade na deski. Zmusił narożnik rodaka do poddania Jednak tylko na przestrzeni dwóch pierwszych rund Andrade był w stanie skutecznie uprzykrzać życie faworytowi, a premiowała go między innymi odwrotna pozycja oraz nieszablonowy sposób boksowania, poparty sporą mobilnością. Gdy jednak Benavidez przejął kontrolę w ringu, pojedynek zaczął powoli toczyć się do jednej bramki. Przewaga byłego dwukrotnego mistrza świata kategorii superśredniej znalazła potwierdzenie w czwartej rundzie, gdy rzucił na deski rodaka ciosem sierpowym z prawej ręki. W tym momencie z ratunkiem przyszedł gong, oznaczający koniec tej odsłony. Niemniej to był moment absolutnie kluczowy, bo kolejne dwa starcia toczyły się już zupełnie pod dyktando wciąż aktualnego, choć obecnie "tylko" tymczasowego czempiona globu WBC w wadze suprśredniej. Andrade był coraz bardziej rozbijany, a jego defensywa nie radziła sobie z ofensywnym naporem faworyta. Po szóstej rundzie były pogromca Macieja Sulęckiego był już w takim stanie, że kwestią czasu pozostawało kolejne rzucenie go na deski. To, co się święci, nie umknęło uwadze narożnika pięściarza urodzonego w Providence, w następstwie czego został poddany i już nie wyszedł do siódmej rundy. Benavidez żądny bitwy z "Canelo" Alvarezem o tytuł mistrza świata To była jedyna słuszna decyzja, a Benavidez po walce triumfował, wyzywając na pojedynek wspomnianego "Canelo", chcąc znów stać się pełnoprawnym czempionem, a nie tylko "tymczasowym".