"Niemcy chcą nam zabrać tytuł". Polak mistrzem, ale to nie koniec. Drugi nokaut?
34-letni Mateusz Tryc w kwietniu tego roku miał posłużyć Nickowi Hannigowi do tego, aby Niemiec na gali w Poczdamie, w starciu z Polakiem wywalczył tytuł mistrza Europy federacji WBO w wadze półciężkiej. O tym, jak boleśnie organizatorzy wybili sobie zęby na takim założeniu, przekonaliśmy się w 10. rundzie, gdy wyszkowianin skończył przed czasem przeciwnika. Niemcy nie odpuszczają, wykorzystują klauzulę rewanżu i w sobotę 22.11 wypuszczają na Polaka kolejnego rywala. - Chcą nam zabrać mistrzowski pas, ale ja jestem gotowy - mówi Interii nasz pięściarz.

Każde zwycięstwo, zwłaszcza gdy w stawce jest znaczący tytuł, ma wielką wartość, ale takie wygrane, jak ta Mateusza Tryca z 5 kwietnia tego roku, smakuję absolutnie wybornie. Nasz doświadczony pięściarz jechał do "paszczy lwa" i w założeniu Niemców wszystko miało wyglądać tak, że na tle Polaka Nick Hannig udowodni, iż wywalczony przez niego w poprzedniej walce pas mistrza Europy WBO w wadze półciężkiej trafił w odpowiednie ręce.
Mateusz Tryc: Będę dążył do zwycięstwa przed czasem
Tymczasem podopieczny trenera Huberta Migaczewa kompletnie popsuł gospodarzom ten misterny plan. 34-latek, który przez trzy sezony boksował w Bundeslidze, nie miał łatwej przeprawy, ale w 10. rundzie "złamał" 39-latka. Jedną z ofensywnych akcji, w której zadał sporo ciosów, rzucił rywala na deski, a następnie ruszył dokończyć dzieła. Wkrótce do akcji wkroczył sędzia ringowy, przerywając pojedynek i chroniąc Hanniga przed nokautem.
- Kontrakt był podpisany z klauzulą rewanżu, ale Hannig nabawił się kontuzji, bodajże zerwał ścięgno Achillesa, zresztą sam do mnie o tym napisał. W tej sytuacji, rzutem na taśmę, Niemcy zaproponowali nam walkę z Arturem Reisem - mówił w rozmowie z Interią Mateusz Tryc (16-2, 8 KO), przebywając już oczywiście w Niemczech i odliczając ostatnie godziny przed sobotnią galą, tym razem w mieście Chemnitz.
- Niemcy chcą wziąć rewanż, Niemcy chcą nam zabrać ten pas i doskonale zdajemy sobie z tego sprawę - uśmiecha się w rozmowie z Interią trener Migaczew, komplementując 33-letniego Artura Reisa (15-1, 9 KO). Ten doświadczył dotąd jednej, jedynej porażki w październiku 2023 roku, a ból zadał mu wyśmienity Kubańczyk Osleys Iglesias. Ten sam, który swego czasu boksował na polskich galach, a nawet pojawił się pomysł, aby go... naturalizować na Polaka. - Reis wydaje się być dużo trudniejszym przeciwnikiem. Jest wyższy, trudniej było w tym okresie dobrać sparingpartnerów, co nam utrudniło zadanie. Do tego jest bardziej ruchliwy i młodszy. To powinno być widać w ringu podczas walki - tłumaczy.
Trener jednocześnie zapewnia, że razem z Mateuszem nie zasypiali gruszek w popiele, a swoje "trzy grosze" dorzuciła nawet... małżonka. - Mamy opracowaną fajną strategię na tego chłopaka, został przestudiowany przeze mnie, przez sztuczną inteligencję, a nawet przez moją żonę, która mi pomagała w tej inteligencji. Jeśli plan zostanie przez Mateusza wykonany, to mamy realną szansę wrócić z pasem do Polski - uważa Migaczew, znany m.in. z prowadzenia polskiej drużyny w nieistniejącej już lidze WSB.
- Oczywiście, że Niemcy chcą mi odebrać ten pas, zdaję sobie z tego sprawę. Niemiec miał ten pas, teraz na swojej ziemi wystawili kolejnego swojego zawodnika nie po to, żeby tytuł po raz drugi wrócił do Polski. Ale ja nie przyjechałem tam, by robić im prezenty. Zdając sobie sprawę, że na kartach punktowych może być różnie, będę dążył do tego, aby ten zakontraktowany na 10 rund pojedynek zakończyć przed czasem.
Tryc nie rozstrzyga, że starcie z Reisem będzie na pewno trudniejsze od poprzedniego, zwracając uwagę, że z Hannigiem wcale nie było lekko. - To twardy i sztywny zawodnik, konsekwentnie fajnie boksuje, bo też zmienia taktykę. W jednej walce, którą widziałem, nie cofał się, tylko stał i mocno się bił, z kolei w ostatniej walce cały czas był na tylnej nodze i z kontry próbował ustrzelić przeciwnika. Niemniej nasz pojedynek fajnie się zapowiada, co jeszcze bardziej mnie nakręca - zapewnia wyszkowianin.
Nasz pięściarz ocenia, że jest do nadchodzącego wyzwania jeszcze lepiej przygotowany niż pół roku wcześniej, w swojej ocenie zbudował lepszą formę, ale zastrzega, że weryfikacja przyjdzie dopiero w "godzinie zero". W każdym bądź razie fakt, że znów będzie miał przeciwko sobie niemal wszystkich, nie powoduje, że mentalnie jest to dla niego trudne do udźwignięcia.
- Jestem zbyt doświadczonym zawodnikiem, żeby odczuwać stres. Jedynie, im bliżej do wyjścia do ringu, pojawiają się pozytywne wibracje, które mnie podkręcają. Najciężej jest do ważenia, by waga spadła do limitu kategorii, a walka jest już samą przyjemnością i ceremonią, bo kocham wykonywać swój zawód - podkreśla Tryc.
Nasz były drużynowy mistrz... Niemiec przyznaje, że choć w tym pojedynku, pod względem sportowym jako posiadacz pasa, jest tzw. stroną A, finansowo ta walka go nie ustawi. - Owszem, będzie to moja najwyższa wypłata w karierze, ale nie zarobię nawet tyle, by wystarczyło mi na spłatę kredytu, który już spłacam parę lat - odparł sportowiec. Marzy mu się, jeśli obroni pas i jeszcze bardziej wywinduje swoje notowania, aby dzięki kolejnym gażom mógł pozwolić sobie na otwarcie własnego klubu bokserskiego i zabezpieczyć przyszłość.
Jednak nie narzeka, bo paradoks tej opowieści jest taki, że gdyby Tryc w okresie otrzymania oferty na walkę z Hannigiem był promowany przez jakąś grupę, do tego pojedynku zapewne by nie doszło. I cała historia w ten sposób by się nie napisała. - Żadna grupa nie wzięłaby tej walki, bo pieniądze były bardzo, bardzo małe. Dlatego górę wzięłaby kalkulacja i czysty promotorski biznes, że skoro wygrać na terenie rywala byłoby bardzo ciężko, to ryzyko nie jest adekwatne do zysku, bowiem po ewentualnej przegranej musieliby mnie odbudowywać - bardzo dojrzale stawia sprawę nasz zawodnik. Teraz jednak pełna koncentracja skupia się na sobotnim wyzwaniu, do którego pozostało coraz mniej godzin.
- Za nami jeden trening już tu na miejscu i jedna konferencja prasowa. Dziś mamy dzień wolny od obowiązków, a jutro kolejna konferencja i ceremonia ważenia. Z kolei w sobotę do walki wychodzimy o godzinie 20:15 - precyzuje trener Migaczew.
Artur Gac













