Przed starcie w Arabii Saudyjskiej Tyson Fury pewny swego zapowiadał, że on będzie jak Novak Djoković na Wimbledonie, a silnemu jak tur byłemu mistrzowi UFC w wadze ciężkiej przypadnie rola mistrza tenisa stołowego. Innymi słowy Brytyjczyk wierzył, że niejako ośmieszy Ngannou, udowadniając mu przed całym światem, że wspaniała kariera w mieszanych sztukach walki nie ma nic wspólnego z klasycznym boksem. Francis Ngannou: Pokonałem mistrza świata, zostałem okradziony przez sędziów Sytuacja jednak bardzo szybko zaczęła wymykać się Brytyjczykowi z rąk, bowiem od początku "Predator" okazał się przeciwnikiem dużo trudniejszym niż mógł sądzić sam Fury, a także mocno pomyliło się wielu ekspertów boksu. Okazało się, że niektóre publikowane w mediach nagrania były po prostu blefem, bo z nich rzeczywiście mogło wynikać, że Ngannou nie ma najmniejszych szans z mistrzem świata prestiżowej federacji WBC w wadze ciężkiej. A jednak to prawda. Do hitowej walki może w ogóle nie dość. Kompromitacja Fury'ego Po dziesięciu rundach tylko jeden sędzia wypunktował zwycięstwo 37-latka w rozmiarze 95-94. Dwaj pozostali wskazali na triumf Fury'ego: 96-93 i 95-94. Ngannou, cokolwiek by nie mówić o dyskusyjnym werdykcie, i tak został moralnym zwycięzcą, bo niesamowicie postawił się "Królowi Cyganów". I w przeciwieństwie do Fury'ego, który nie rzucił go na deski, on zafundował efektowny nokdaun faworytowi tej potyczki. Kameruńczyk pała żądzą rewanżu, ale póki co we wtorek opublikował na swoim koncie w mediach społecznościowych krótki filmik, w którym przedstawia zupełnie inny stan faktyczny, przeciwny do tego, co orzekli sędziowie w Rijadzie. Po chwili sportowiec mający za sobą znakomity, bokserski debiut, dodał: - Powinienem spisać się lepiej, ale i tak wygrałem tę walkę. Dlatego wciąż będę go obserwował i mam nadzieję, że uda się doprowadzić do rewanżu. Tym razem wszystko będzie zdecydowanie inne. Pozdrawiam - zapowiedział atleta.