- Jak zawsze, kolejny bój i ciężka bitwa. Jednak było o co walczyć, bo w głowie był finał w Warszawie, w pięknej stolicy naszego pięknego kraju - uśmiechał się i zawadiacko zabrał głos Cezary Znamiec, szczęśliwy z awansu do finału. Jeszcze tylko utarł nos, z którego pociekła kropla krwi i już był gotowy, by odpowiadać na pytania dziennikarzy. Cezary Znamiec: Łupiemy, łupiemy. Zwód, lewy sierpik, prawy na dół I już na wstępie zaskoczył, gdy w bardzo obrazowy sposób opisał to, jak zaprezentował się w premierowej odsłonie walki. Andrzej Gołota został w Ameryce, ale ma wiadomość dla Polaków. "Przekaż to" - Pierwsza runda była rozgrzewkowa. Jednak czułem się trochę wolny, nie wiem, czy to zmęczenie, czy coś innego. Rozgrzałem się i jak już zobaczyłem, że moja lewa wchodzi, to mówię do siebie: "łupiemy, łupiemy. Zwód, lewy sierpik, prawy na dół". To, co trener mówił, po prostu realizowałem. Lewy po zwodzie, prawy na dół. Nic nie kombinować. Jak jest blisko, to łupać, gdzie tylko się da. I chyba wyszło. Druga i trzecia runda jednogłośnie dla mnie - ocenił pięściarz RKB Boxing Radom. Rzeczywiście, walkę rozpoczął tak, że po pierwszych trzech minutach musiał rzucić się w pogoń. A to nie boks zawodowy, gdzie ma się jeszcze dość dystansu, by jedną nieudaną rundę bez problemu odpracować. Zresztą doskonale wyjaśnił to sam Znamiec. Znamiec zwrócił się do trenera. "Wjeżdżasz małolat na robotę" Wdzięczność, skierowaną w stronę trenera Jabłońskiego, reprezentant kraju wyartykułował dodatkowo osobno. - Gdyby nie mój trener, gdyby mnie nie obudził po pierwszej rundzie... Trenerze, dziękuję za to i pozdrawiam z tego miejsca. Od razu podniósł mnie na duchu. Wylał wiaderko zimnej wody na moją głowę i powiedział "wjeżdżasz małolat na robotę, nie możesz się poddać, jest o co walczyć". I poniósł mnie do zwycięstwa - podsumował Znamiec. Niestety, nie będziemy świadkami "bratobójczego" finału, bo w drugim pojedynku Damian Durkacz nie sprostał Szwedowi Kevinowi Scottowi.