Wokół dwójki pięściarek rozgorzała prawdziwa, medialna burza. Doszło do tego, że oświadczenie w sprawie wydał nawet Międzynarodowy Komitet Olimpijski zapewniając, że zarówno Imane Khelif, jak i Lin Yu-Ting spełniły wszystkie niezbędne wymogi, by rywalizować o medale. Wiadomo już, że obie je zdobędą. Dotarły do półfinałów swoich kategorii wagowych, a niewiadomą pozostaje jedynie, jakiego koloru krążki zawisną na ich szyjach. O ile ćwierćfinałowa walka Algierki zakończyła się w kwestii werdyktu sędziowskiego bez kontrowersji (wygrała jednogłośnie na punkty z reprezentantką Węgier, Luką Anną Hamori), tak po starciu zawodniczki z Tajwanu ze Swietłaną Stanewą niektóre z mediów mówią o skandalu. Wszystko z uwagi na fakt, że Bułgarzy uważają sposób, w jaki punktowana była ich zawodniczka za niedopuszczalny. Gorąco po triumfie Lin Yu-Ting. Prezydent federacji publikuje oświadczenie Doszło do tego, że głos w sprawie zabrał nawet prezydent tamtejszej federacji bokserskiej, Krasimir Ininski, który pojedynek oglądał na żywo z trybun w Paryżu. "Swietłana nie zasłużyła na to, co ją spotkało" - grzmiał. Poziom sędziowania podczas IO w Paryżu jest przedmiotem żywych dyskusji. Kontrowersje towarzyszyły też między innymi rozstrzygnięciu niedzielnego pojedynku Polki, Elżbiety Wójcik z Panamką Athenyą Bibeichi Bylon. Nasza reprezentantka przegrała ćwierćfinał na punkty, choć w opinii naszych trenerów gorsza nie była. "Czujemy się oszukani" - grzmiał trener, Kamil Gorząd w rozmowie z Tomaszem Kalembą z Interii.