O sprawie Khelif głośno zrobiło się po jej pojedynku w 1/8 finału z Włoszką, Angelą Carini. Ta wytrzymała w ringu ledwie kilkadziesiąt sekund, po czym poddała pojedynek, zalewając się łzami. W mediach społecznościowych wybuchła wtedy dyskusja dotycząca tego, czy udział reprezentantki Algierii w turnieju olimpijskim jest zasadny. Przypominano, że przed rokiem nie dopuszczono jej do rywalizacji w mistrzostwach świata z uwagi na zbyt wysoki poziom testosteronu. W podobnej sytuacji znalazła się wtedy reprezentantka Tajwanu, Lin Yu-Ting. Lin Yu-Ting już w półfinale. To oznacza pewny medal 28-letnia zawodniczka z Tajwanu także radzi sobie doskonale. W niedzielę, w ćwierćfinałowym pojedynku wagi piórkowej rozbiła reprezentantkę Bułgarii, Swietłanę Staniewą, która w trakcie starcia sugerowała wielokrotnie, że rywalka narusza przepisy sportowe, a po usłyszeniu werdyktu wykrzyczała głośno "nie, nie, nie". Lin Yu-Ting awansowała tym samym do najlepszej czwórki, co w boksie olimpijskim równoznaczne jest z co najmniej brązowym medalem. To samo zrobiła dzień wcześniej Khelif, która po wygranym pojedynku dała upust emocjom i się rozpłakała. Tym samym obie zawodniczki wciąż mają realne szanse nawet na złote medale. Wobec burzy medialnej, jaka się wokół nich rozpętała głos zabrał już nawet Międzynarodowy Komitet Olimpijski, publikując specjalne oświadczenie w którym potwierdził, że zarówno Khelif, jak i Yu-Ting spełniły wszystkie formalne wymogi, by rywalizować w IO.