Krzysztof "Diablo" Włodarczyk ma co świętować. Przed kilkoma dniami, w trakcie gali Knockout Boxing Night 39 w Kaliszu, pokonał przez nokaut w 10. rundzie Adama Balskiego, dzięki czemu mógł cieszyć się z pasa WBC Interim w kategorii bridger. Zwycięstwo nie przyszło jednak łatwo, wszak w 5. rundzie leżał na deskach. Potem zaliczył niesamowity powrót, a po wygranej chwycił za mikrofon i podzielił się niebywałą historią. Okazało się, że kilka dni przed walką wymagał hospitalizacji. "W środę wylądowałem w szpitalu, gdzie spędziłem dobę. Nie wiedziałem, czy wystąpię w tej walce. Źle się poczułem. Zadzwoniłem do organizatorów oraz do mamy. Zabrała mnie karetka, bo lekko zasłabłem" - mówił do mikrofonu dziennikarza TVP Sport. Krótko po zakończonej walce "Diablo" gościł w redakcji "Faktu", gdzie szerzej opowiedział o szczegółach dramatycznych przeżyć. Seria niefortunnych zdarzeń rozpoczęła się wcześniej, podczas pobytu w Hiszpanii. Wychodzą też na jaw kulisy rozmowy z trenerem. Dramatyczne chwile Włodarczyka przed walką z Balskim. "Przerywaj od razu"' Problemy zdrowotne Krzysztofa Włodarczyka rozpoczęły się już na obozie sportowym w Hiszpanii. Jego samopoczucie było tak kiepskie, że przez cztery dni nie był w stanie trenować. "Zamiast ćwiczyć musiałem leżeć, bo byłem chory. Miałem gorączkę, dreszcze, ukąsiło mnie jakieś robactwo" - wyjawia w "Fakcie". Na kilka dni przed walką z Adamem Balskim wrócił do Polski i wówczas jego stan zdrowia pogorszył się. Trzeba było wezwać karetkę. "We wtorek, pięć dni przed walką, na 32 godziny trafiłem do szpitala. Pani doktor po zbadaniu mnie powiedziała, że powinienem zostać cały tydzień aż do następnej środy. Na co ja odparłem ze spokojem: 'pani doktor, ale ja w niedzielę boksuję'" - wspomina. Gdy był hospitalizowany, odwiedził go trener Andrzej Liczik. Odbyli poważną rozmowę. "Widziałem niepokój na jego twarzy. Mówię mu: 'jeśli nie daj Boże coś niepokojącego będzie się działo w ringu, przerywaj od razu walkę'". Wtedy ani on ani szkoleniowiec nie mogli być pewni, czy "Diablo" w ogóle stanie do walki. Ostatecznie, jak już wiadomo, doszło do zwrotu akcji i sportowiec nie tylko wyszedł ze szpitala, ale też wszedł do ringu i zwyciężył. Mimo to ocenia swoją decyzję surowo. "To że wyszedłem do walki, jest szczytem mojej głupoty, ale ja zawsze w życiu ryzykowałem. Te moje szalone ruchy dają efekty. Pan Bóg nade mną czuwa i jeszcze ode mnie wymaga, bym coś w sporcie zrobił" - tłumaczy pięściarz. Co dalej? Czy problemy ze zdrowiem zmuszą go do zakończenia kariery? Na razie nie ma co wyrokować. Decyzja zapadnie po badaniach. "Wszystko w ciągu miesiąca się rozstrzygnie" - zapowiada "Diablo".