Kacper Meyna ma teraz swoje "pięć minut" w polskim boksie, a on sam wierzy, że że ten czas uda mu się znacznie wydłużyć. Na razie na lawinowy skok zainteresowania swoją osobą zapracował w starciu z Adamem Kownackim, który po serii porażek uznał, że odbuduje się wygraną nad mistrzem Polski w wadze ciężkiej. Szybki powrót na ring Kacpra Meyny po ekspresowym znokautowaniu Kownackiego "Babyface" publicznie deklarował, że jest pełnej respektu dla przeciwnika, ale dało się wyczuć, że jednocześnie podejrzewa, iż mimo potężnego zakrętu w karierze nadal prezentuje wyższy poziom od swojego przeciwnika. Zupełnie inaczej na sprawę spoglądał Meyna, któremu wiele dały sparingi z Amerykaninem Bryantem Jenningsem. Jak przekonywał, był coraz lepiej dysponowany na tle byłego pogromcy Artura Szpilki, co dawało mu duże pokłady motywacji. W swojej hierarchii najwyżej plasował Jenningsa, kilka pięter niżej widział Kownackiego, a pomiędzy nimi zawodnik promowany przez Krystiana Każyszkę wskazywał właśnie siebie. W ringu 24-latek ekspresowo zakończył robotę w nieco ponad 40 sekund po tym, jak obijanego w narożniku Kownackiego poddał sędzia Leszek Jankowiak, który później w rozmowie z Interią szeroko tłumaczył kulisy swojej decyzji. Po wszystkim doszło jeszcze do niepotrzebnych scen, na szczęście koniec końców najwyżej do niedawna notowany polski ciężki przeprosił młodszego kolegę. W rozmowie z Interią Kacper Meyna przyznał, że po takiej walce, która wiele go nie kosztowała, chciałby jak najszybciej wrócić do ringu i stoczyć czternasty pojedynek, po tym jak awansował na 32. lokatę w rankingu federacji WBC. Istniało tylko jedno "ale". Okazuje się, że posiadacz krajowego pasa jednak zaboksuje w Karlinie. Pokaże się publiczności na gali Rocky Boxing Night 19, która odbędzie 8 czerwca. Tym razem inni pięściarze znajdują się w centrum zainteresowania. Walką wieczoru będzie rewanżowe starcie Jana Lodzika (9-0, 2 KO) z Mateuszem Polskim (6-1, 3 KO). W stawce znajdzie się pas WBC Francophone kategorii półśredniej.