Przypomnijmy, że Międzynarodowa Federacja Bokserska (IBA) przez malwersacje finansowe straciła prawa do organizacji kwalifikacji olimpijskich. Później, z racji powiązań z Kremlem, mistrzostwa przez nią organizowane zostały zbojkotowane przez większość państw. Powstała nawet konkurencyjna organizacja, starająca się uzyskać aprobatę MKOl. Rosjanie kuszą wielkimi pieniędzmi Z członkostwa w IBA zrezygnowało już kilka nacji, na czele z Amerykanami, którzy wstąpili do World Boxing, organizacji mającej zastąpić dotychczasową federację kierowaną przez protegowanego Władimira Putina Umara Kremlowa. Ta z kolei robi wszystko, by zachować swoją pozycję. Ma do tego spore fundusze. Już podczas niedawnych mistrzostw świata kobiet w New Delhi, zbojkotowanych przez wiele krajów, w tym m.in Polskę, ten rosyjski gigant przeznaczył ogromne pieniądze na nagrody dla medalistów. Czym skusił zresztą wiele pięściarek, finansując zresztą przyjazd zawodniczek nawet z krajów, które ogłosiły bojkot imprezy. Teraz podobnie wygląda sytuacja z mistrzostwami świata mężczyzn z Taszkiencie, gdzie również brakuje większości pięściarzy z Europy. Żeby zapobiec takim sytuacjom w przyszłości i uchronić IBA od rozpadu, Kremlow zapowiedział, że do 2027 roku pula nagród ma zostać zwiększona, a złoci medaliści otrzymają milion dolarów! Polak wyłamał się z bojkotu Wielkie pieniądze nie skusiły reprezentacji Polski, która zbojkotowała mistrzostwa w Taszkiencie. Niechlubnym wyjątkiem okazał się Oliwer Szot, który wyłamał się z bojkotu i na własną rękę udał się na tę imprezę. To nie był jednak dla niego udany start, bowiem 19-latek stoczył tylko jedną walkę w Taszkiencie. W 1/32 finału przegrał z Japończykiem Yuto Wakitą i pożegnał się z zawodami. "No niestety nie możemy tego startu w MŚ w boksie zaliczyć do udanych. Po wygranej pierwszej rundzie z reprezentantem Japonii i doprowadzeniem Japończyka do liczenia w drugiej rundzie, górę wzięła młodość, chcąc wygrać walkę przed czasem zapomniał o obronie i nadział się zaraz na pierwszą kontrę, po której sam był liczony i po liczeniu nie odpuścił i kolejna kontra doprowadziła do przerwania walki. Ale kto się nie sparzył nie będzie uważał. Sam pamiętam jak w tym wieku też byłem na deskach później przez dwadzieścia lat już nikt mnie nie znokautował. Co nas nie zabije to nas wzmocni" - napisał na swoim profilu na Facebooku Krzysztof Szot, były pięściarz i reprezentant kraju, ojciec Oliwera, który pojechał z synem do Taszkientu. Trudno przewidzieć, jak teraz zachowa się Polski Związek Bokserski. Szot złamał zakaz federacji i działał na własną rękę. Po powrocie do kraju mogą czekać go przykre konsekwencje, choć nie ma jeszcze oficjalnego komunikatu w tej sprawie.