Damian Durkacz stanął przed drugą szansą na walkę o medal igrzysk olimpijskich. W Tokio zatrzymał się na etapie 1/32 finału, więc z pewnością pierwszym punktem jego planu było, by teraz przejść przez debiutancką rundę. Jego przeciwnikiem był Bułgar - Rami Mofid Kiwan. Druga szansa dla Durkacza Dla Damiana Durkacza to już druga szansa na olimpijską chwałę. Młody bokser zadebiutował na igrzyskach w Tokio, wówczas rywalizując jeszcze w kategorii do 63 kilogramów. Przegrał wówczas już na etapie 1/32 finału, ale trudno się dziwić. Jego rywalem okazał się późniejszy złoty medalista, Andy Cruz. Od 2022 roku Polak startuje w kategorii do 71 kilogramów. Swoją kwalifikację olimpijską wywalczył pod koniec maja. Wówczas, podczas turnieju w Tajlandii, wygrał pięć walk, co wystarczyło, by jako pierwszy polski bokser zapewnić sobie awans na turniej w Paryżu. Później dołączył do niego jeszcze Mateusz Bereźnicki. W tej dyscyplinie możemy też liczyć na kobiety: Agatę Rygielską, Julię Szeremetę oraz Elżbietę Wójcik. Durkacz znów musi obejść się smakiem. Kiwan był lepszy w dwóch rundach z trzech Na igrzyskach olimpijskich mierzą się ze sobą najlepsi z najlepszych, więc polski bokser nie mógł liczyć na żadną taryfę ulgową. W Paryżu pierwszym rywalem Durkacza był bowiem obecny mistrz Europy w kategorii do 75 kilogramów, czyli Rami Kiwan. Po stronie boksera z Knurowa z pewnością przemawiało doświadczenie, bo choć obu zawodników dzieli zaledwie rok, Polak miał na koncie o 28 stoczonych walk więcej. Panowie spotkali się w kategorii do 71 kg. Sędziowie nie byli jednomyślni podczas oceny pierwszej rundy. Trzech z nich uznało, że lekką dominację (10:9) miał Polak, a dwóch kolejnych w takim samym stosunku doceniło Bułgara. Niestety dla Durkacza, podczas kolejnych rund takich wątpliwości już nie było. Każdy z pięciu arbitrów przyznał delikatną przewagę Kiwanowi. Tym samym 25-latek z Knurowa po raz drugi w karierze szybko pożegnał się z igrzyskami, tym razem po walce zakończonej porażką 0:5. Kontrowersyjne decyzje arbitrów nie pomogły Durkaczowi Tuż po zakończeniu pojedynku w sieci zawrzało. Eksperci zwrócili uwagę na to, że sędzia ringowy popełnił kluczowe błędy, które wpłynęły na ostateczną punktację. Po pierwszej rundzie, którą Durkacz wygrał 3:2, arbiter wlepił mu ostrzeżenie na początku drugiej. W teorii chodziło o rzekomy atak głową 25-latka na Kiwana. Kara oznaczała, że Polak musiał w ostatniej rundzie odrabiać straty, ale... otrzymał kolejne ostrzeżenie. Wówczas jedyną szansą na sukces było szukanie nokautu, ale to się nie udało. Bułgar dobrze spisał się w defensywie i ostatecznie awansował dalej, a Durkaczowi pozostaje gorzki smak porażki, która po pierwszej rundzie wcale nie była pewna.