- Trenuję praktycznie od maja licząc na starcie rewanżowe z Andre Wardem bądź trzecią walkę z Carlem Frochem. Zrobiłem sobie trochę przerwy, posiedziałem z rodziną, załatwiłem kilka innych spraw, ale czuję, iż jestem w wysokiej formie. Mogę wracać, choć tak naprawdę to nie jest powrót. Cały czas coś robiłem. Gdybym to ja o wszystkim mógł decydować, wybrałbym spotkanie numer trzy z Frochem - nie ukrywa duński bombardier. - Jestem w takiej dyspozycji w tej chwili, że styczniowy termin pojedynku z Frochem nie byłby dla mnie żadnym problemem. Oczywiście negocjujemy też z obozem Warda, ale to trudne w obecnej sytuacji po śmierci jego promotora. Pierwszym wyborem jest jednak Froch. Mamy swoją przeszłość, dwie dobre walki, z których jedną zasłużenie wygrałem, a drugą zasłużenie przegrałem. W rewanżu trochę spóźniłem się na początku, przespałem go. Po szóstej rundzie boksowałem już dobrze, kilka razy go zraniłem, lecz przegrałem zasłużenie. Gdybym miał porównać ich obu, to w mojej ocenie Froch jest znacznie trudniejszym i twardszym przeciwnikiem - przyznał Kessler. - W drugim pojedynku z Carlem w końcówce miałem go bardzo zamroczonego. Był mocno zraniony, ale nie dałem rady dokończyć dzieła zniszczenia, ponieważ sam byłem strasznie wyczerpany. I właśnie po to wracam. Mam zamiar się przekonać, czy popełniłem jakiś błąd podczas przygotowań, może byłem przetrenowany, a może po prostu jestem już zbyt stary? Chcę poznać odpowiedź na to pytanie - dodał Mikkel.