Mike Tyson "opętany", porażające słowa "Bestii" przed powrotem na ring. "Chciałbym, aby ten facet umarł"
Niegdyś uchodził za najniebezpieczniejszego człowieka na ziemi. Mike Tyson z wieloma rywalami wygrywał dużo wcześniej, zanim weszli do ringu. A w najlepszym razie w ostatnich kilkudziesięciu godzinach, gdy wypowiadał szokujące słowa lub przeszywał przeciwników podczas spojrzenia twarzą w twarz swoim demonicznym wzrokiem. 58-letni "Żelazny Mike" nigdy już nie będzie siał takiego terroru, jak w latach swojej młodości i świetności, ale niebezpiecznie ogłosił, że jego druga osobowość powróciła.
Kilka lat temu miałem wielką przyjemność przedpremierowo zapoznać się z polskojęzyczną biografią Mike'a Tysona "Moja prawda", gdy poproszono mnie o przygotowanie tzw. blurba, który znalazł się na pierwszej stronie, zaraz za okładką. Frapująca lektura książki skłoniła mnie do umieszczenia takiej oto, króciutkiej recenzji:
Mike Tyson przerażony swoim alter ego. "Żelazny Mike" znowu tu jest
"Ta książka nie jest apoteozą "króla Brownsville" z reputacją Robin Hooda, hojnie rozdającego pieniądze ludziom z marginesu i bohatersko witanego na Brooklynie salwą z broni. Spowiedź Mike’a Tysona jest gorzką konstatacją dla tych, którzy w demonicznym ringowym wizerunku Bestii nigdy nie dostrzegli dramatu człowieka samotnego, niekochanego, wybuchającego płaczem, skłonnego do depresji i dręczonego demonami. Oto lektura pełnego wzlotów i upadków życia jednego z najwybitniejszych pięściarzy w historii, który dopiero po roztrwonieniu liczonego w setkach milionów dolarów majątku uwolnił swoje bogactwo".
Ta książka otwierała oczy na szalenie skomplikowaną osobowość Tysona. Człowieka być może jedynego w swoim rodzaju, który w wieku 20 lat, 4 miesięcy i 22 dni zdobył mistrzostwo świata wagi ciężkiej. I po dziś dzień pozostaje najmłodszym czempionem w historii wszechwag. To opowieść o mnóstwie kompleksów człowieka, który z czasem odkrył nieprzeciętną siłą oraz rozwijał swoje predyspozycje w warstwie mentalnej do zastraszania rywali. A w gruncie rzeczy wielu z nich, włącznie z Andrzejem Gołotą, najzwyczajniej i po ludzku się obawiał.
Ta biografia, na wtedy, była swoistym uwolnieniem bogactwa, ale zmagania z życiem Tysona trwają nadal. Twardości poza ringiem zawsze mu brakowało, stąd znów powrócił do swoich uzależnień. Jednak nieustannie, mimo że czas nie oszczędza także jego, nazwisko "Tyson" wciąż cieszy gigantyczną sławą i rozpoznawalnością.
To smutny znak czasów, że 58-latek nie potrafi powiedzieć "stop", tylko przystaje na takie pojedynki, jak ten nadchodzący z youtuberem i niezłym pięściarsko 27-letnim Jakiem Paulem. Cała nadzieja w tym, że 15 listopada od A do Z będziemy świadkami czegoś w rodzaju "pokazówki". Oby na ringu w Teksasie nie wydarzył się żaden dramat.
Tymczasem Tyson znów poczuł to, co w dawnych czasach pchało go do zwycięstw. Oby tym razem nie doprowadziło go do zguby... Otóż w ostatnich dniach m.in. amerykańskie media dokopały się do wypowiedzi Tysona, które w sierpniu przeszły bez większego echa, a zostały wypowiedziane w rozmowie z bratem swojego przeciwnika, Loganem Paulem, w podcaście "Impaulsive". Teraz powracają ze zwielokrotnioną mocą. Tyson powiedział, że znów ujawniło się w nim jego mroczne alter ego.
- Zawsze jestem ostrożny, gdy ten facet się wyłania. Za każdym razem, gdy piję lub szykuję się do walki i "Żelazny Mike" wraca, wyrywam się w kajdankach. Niestety, muszę walczyć i być tym facetem. Chciałbym móc go powstrzymać, ale on mnie prześladuje. Chciałbym, żeby ten facet umarł, ale on znów tu jest - obwieścił "Żelazny Mike".