Durkacz (kat. 63 kg) jest pięściarzem Concordii Knurów, a jego trenerem klubowym Ireneusz Przywara. W 1996 roku w barwach tego klubu Wróblewski sięgnął po drużynowe mistrzostwo Polski. Szkoleniowcami byli pierwszy polski medalista MŚ Zbigniew Kicka (brąz w Hawanie w 1974 roku) i Przywara. "O tytule decydował ostatni mecz, który przy nadkomplecie publiczności wygraliśmy z Walką Zabrze. W dawnym składzie Concordii byli m.in. Leszek Olszewski, Dariusz Czernij, Józef Gilewski, Rostisław Zauliczny, a później dołączył do nas np. Tomasz Adamek, świetny zawodowiec, mistrz świata. Mijają lata, a w klubie z Knurowa wciąż nie brakuje talentów. Durkacz to chłopak z wyjątkową smykałką do boksu oraz z szansami nie tylko na olimpijską kwalifikację, ale i medal igrzysk w Tokio w 2021 roku" - uważa Wróblewski, który jeszcze większe sukcesy drużynowe odniósł z Igloopolem Dębica - dwa razy był mistrzem i dwukrotnie też wicemistrzem kraju. "W tamtych latach połowę składu kadry na MŚ czy ME stanowili pięściarze Igloopolu" - przyznał. Pochodzący ze Świdnika na Lubelszczyźnie Wróblewski (51 kg) błysnął w 1989 roku. Najpierw został brązowym medalistą ME w Atenach, a następnie stanął na najniższym stopniu MŚ w Moskwie. "Z pewnością bliżej finału byłem w Grecji, gdzie w półfinale rywalizowałem z aktualnym wicemistrzem kontynentu Janosem Varadim. Węgier był sześć lat starszy ode mnie, miał w dorobku brąz olimpijski z Moskwy. Gdyby nasza potyczka potrwała jeszcze z minutę lub dwie, to wygrałbym. Varadi był liczony przez sędziego, a uratował go gong" - opowiadał. Co ciekawe, nigdy nie został mistrzem Polski seniorów. "Zacznę od tego, że kiedyś o miejsce w kadrze narodowej w poszczególnych kategoriach biło się po kilku pięściarzy. Dziś mi strasznie szkoda, że Durkacz i Mateusz Polski są w tej samej wadze - do 63 kg, a żeby obaj mogli pojechać na kwalifikacje olimpijskie Polski musiał przejść do kat. 69 kg. Niestety, ale ma słabe warunki fizyczne na tę kategorię" - przyznał bokser, który sięgnął po cztery srebrne medale IMP. Wróblewski był wicemistrzem kraju w wadze muszej w latach 1988-1991, a brąz wywalczył w 1987 i 1992 roku. "Trzy finały przegrałem po 2:3, ale takie było sędziowanie... Mam kasetę z finałów turnieju w 1990 roku, gdzie komentatorzy mówili, że gdyby walki odbywały się poza Jastrzębiem, to wygrałby Wróblewski, a nie miejscowy bokser Juliusz Sobczak. Ale kiedy przyjeżdżaliśmy na zgrupowania kadry, to trener Jerzy Rybicki, mistrz olimpijski, ze swoimi asystentami twierdził, że w krajowej rywalizacji najlepszy jest Krzysztof Wróblewski. Wygrywałem sparingi i to ja jeździłem na wspomniane mistrzostwa globu i kontynentu w 1989 roku" - przyznał. Wróblewski miał wtedy 22 lata. Później skoncentrował się na występach w lidze, a w reprezentacji boksowali inni zawodnicy. "Skończyłem studia, pracowałem jako nauczyciel wychowania fizycznego, a walczyłem jeszcze np. w Gwarku Łęczna. Byłem też trenerem w Paco Lublin. Od lat związany jestem zaś z Dębicą, tutaj boksowałem w Igloopolu, tutaj w okolicach wybudowałem dom. Osiem-dziewięć lat temu zdecydowałem się ze względu na lepsze zarobki na pracę w Norwegii, pracuję w stoczni, gdzie budujemy platformy wiertnicze. Co jakiś czas wracam do rodziny i znów jeżdżę do Skandynawii" - opowiedział. Mimo że z boksem ma już niewiele wspólnego, stara się na bieżąco śledzić występy kadry Polski. "O Durkaczu i Polskim mówiłem, a wspomnę jeszcze o byłym mistrzu Europy zawodowców Mateuszu Masternaku (91 kg), który wrócił do boksu olimpijskiego. W pięściarstwie profesjonalnym rozkręcał się z rundy na rundę, ale miał ich 10 czy 12. Tu musi boksować tak jakby to była dziewiąta runda, musi pójść na całość od pierwszego gongu. Takie dziewięć minut w ostrym tempie wytrzyma i może wygrywać. - A co do boksu amatorskiego, żal że odchodzą koledzy w młodym jeszcze wieku. W tamtym roku wracając z wakacji zajechałem ze swoją rodziną na cmentarz w Słupsku, gdzie spoczywają Jan Dydak i Jan Wałejko. Obaj żyli po 50 lat" - zakończył Wróblewski. Radosław Gielo