- Czy ten mikrofon działa? - rozpoczął z przekąsem mistrz UFC, który twierdził po spotkaniu w Los Angeles, że jego niedziałający mikrofon to sprawka samego Mayweathera oraz ludzi ze stacji Showtime. Potem zagrzewał liczną publikę, by skandowała razem z nim "Pier...ć Mayweathera". A dziesiątki tysięcy kibiców powtarzało za nim i obrażało wielkiego mistrza szermierki na pięści. - Kiedy Mayweather był w moim wieku, występował jeszcze na rozpisce gali, gdzie głównym bohaterem był Oscar De La Hoya. Floyd to słaba, mała dziw... Przed walką z Jose Aldo też wszyscy powtarzali, że nie mam żadnych szans, nie dam rady, polegnę, a wszystko zajęło mi dwadzieścia sekund. Mayweather będzie za mały żeby ze mną rywalizować - kontynuował mistrz organizacji UFC w dwóch kategoriach. - Ty jesteś na szczycie przez moment, ja jestem na szczycie od wielu, wielu lat. A wy, irlandzcy kibice, naprawdę wierzycie w tego uciekiniera, który poddaje walkę i odklepuje? Mam czterdzieści lat, lecz wyglądam na dwadzieścia. Jestem szefem sam dla siebie, twoim szefem jest Dana White. Na tej scenie tylko ja i White jesteśmy szefami i tylko my jesteśmy naprawdę bogaci - ripostował "Piękniś", dla którego będzie to powrót po blisko dwuletniej emeryturze sportowej. - Mam na sali treningowej niewygodnego mańkuta z Kostaryki, który boksuje naprawdę nietypowo i bardzo przypomina McGregora. W sportach walki wszystko jest możliwe. Czuję jakąś presję, bo miałem długą przerwę, a on będzie większy. Chciałem jednak pobić swój rekord. Kibice są za McGregorem, ale gdy już wyjdziemy do ringu, znajdziemy się w nim tylko ja i on. Kibice już mu wtedy nie pomogą - dodał Mayweather Jr.