- Ja mogę zakończyć dzisiaj karierę i będę sobie radził. Bardzo mądrze inwestowałem pieniądze, głównie w nieruchomości. Wspaniałe w mojej karierze jest to, że działam po swojemu. Wielu zawodników jest zmuszanych do robienia rzeczy, których robić nie chcą. Naprawdę wierzę, że nawet jeżeli Pacquiao nie chciałby ze mną walczyć, po prostu musiałby to zrobić, bo znalazł się pod ścianą. On potrzebuje pieniędzy, ja nie. Każda nieruchomość, którą posiadam, czy to w Miami, Los Angeles czy Las Vegas, została opłacona - wyjaśnił Amerykanin. Historia negocjacji pomiędzy obozami obu pięściarzy liczy już blisko sześć lat. To dość długo, aby w realizację projektu zwątpili najwięksi optymiści, ale w nocy z piątku na sobotę walka w końcu została potwierdzona. - Myślę, że kluczową kwestię, dzięki której doprowadziliśmy do tej potyczki, było moje spotkanie z Pacquiao. Potem wszystkim zajął się Al Haymon. On, Stephen Espinoza i Leonard Ellerbe cały czas się ze sobą kontaktowali, próbując wszystko sfinalizować. Nie mogłem wybrać do swojego narożnika kogoś lepszego niż Haymon. Ten człowiek jest dla mnie jak ojciec. To wspaniały biznesmen, wiele mnie nauczył na tym polu. Niedawno był w moim domu w Las Vegas, rozmawialiśmy o sprawach niezwiązanych z boksem, ale w końcu zeszliśmy i na ten temat. Zapytałem się go, co sądzi o mojej walce z Pacquiao, odpowiedział: "Sam nie wiem. Chcesz jej?", na co ja odparłem, że oczywiście i zapytałem, czy może do niej doprowadzić. On wtedy, że spróbuje, a ja: "Powiedziałeś mi, że nigdy niczego nie próbujesz. Po prostu to zróbmy! Dasz radę?" - i przysiągł, że to zrobi. Tak to wyglądało - relacjonował Mayweather. "Money", który ma otrzymać za majowy występ 120 milionów dolarów, tradycyjnie nie nie bierze pod uwagę porażki. Tym bardziej, że Pacquiao, jak twierdzi, stracił wiele swoich atutów. - Pięć czy sześć lat temu Pacquiao pracował z Alexem Arizą (dzisiaj znajdującym się w sztabie Mayweathera - przyp. red.). Odkąd Alex od niego odszedł, Manny jest zupełnie innym pięściarzem. Nie mam nic złego do powiedzenia na temat Freddie'ego Roacha czy kogokolwiek z jego teamu, ale bardzo mocno wierzę w siebie. Pacquiao musi zdać sobie sprawę z tego, że tym razem nie będzie w ringu z tym, jak mu tam, Algierim. Zmierzy się z prawdziwym półśrednim. Między linami będę inteligentny, ale i ekscytujący. W głowie będę miał tylko zwycięstwo, a on zapewne także porażkę. Dlaczego? Bo przegrał już pięć razy. Ja nie dopuszczam takiej możliwości. Wygrywanie to jedyne, co potrafię - powiedział.