- Będę się karmił energią polskiej publiczności. Długo boksowałem na obczyźnie, a teraz wreszcie wracam do domu - cieszył się przed walką z Erikiem Fieldsem Mateusz Masternak. Blisko pięć lat trwała tułaczka byłego pretendenta do tytułu mistrza świata. Ostatnio walczył w Polsce we wrześniu 2011 roku. Potem rozpoczęła się długa wędrówka m.in. przez Danię, Republikę Południowej Afryki czy Monako. Historia pełna wzlotów i upadków. Genialnych walk, ale też trudnych chwil, gdy w RPA oszukali go sędziowie. Masternak powiedział dość i w końcu wrócił do Polski. Teraz jego kariera ma na nowo nabrać rozpędu. Do ringu wszedł w bojowym nastroju przy utworze "Knajpa morderców" zespołu Kult. Krakowska publiczność przywitała go doskonale, a on już od pierwszych rund odwdzięczał jej się za ciepłe przyjęcie. Na początku bardzo łatwo radził sobie z Amerykaninem, który przez ostatnie dwa lata nie wychodził do ringu. Potężny prawy Polak zachwiał rywalem już w pierwszej rundzie. O dziwo, większość ciosów "Mastera" wchodziła, ale Fields mocno trzymał się na nogach. Jego odpowiedzi natomiast nie robiły żadnego wrażenia na Polaku, który znakomicie unikał ciosów przeciwnika. W czwartej odsłonie rozpoczęła się ringowa wojna, bo obaj pięściarze wdali się w wymiany, które rozgrzały krakowską publiczność. Precyzyjniejszy był Masternak, który trafiał jak maszyna, gdy tylko dostrzegł lukę w gardzie Fieldsa. Piąta odsłona to już popis Polaka, którego ciosy na chwilę zamroczyły Amerykanina. - Dobrze? - niepewnym głosem po szóstej rundzie zapytał w narożniku Masternak. - Dobrze? Bardzo dobrze! - krzyknął trener Andrzej Gmitruk. I miał dużo racji, bo trwał koncert polskiego pięściarza. Choć Masternak znany jest z tego, że potrafi potężnie uderzyć, to Fields wytrzymywał jego napór. Pokazał, że ma tytanową szczękę i był doskonale przygotowany. Nie jest przypadkiem, że przegrał tylko trzy razy w karierze i to z pięściarzami o uznanych nazwiskach, bo to naprawdę bokser wysokiej klasy. Po tej walce będzie musiał jednak dopisać czwartą porażkę, bo Masternak był zdecydowanie lepszy. Sędziowie nie mieli wątpliwości i jednomyślnie zdecydowali, że to Polakowi należy się zwycięstwo. To jego 37. wygrana na zawodowych ringach. Z Krakowa Bartosz Barnaś i Łukasz Szpyrka