Mateusz Masternak jeszcze cztery lata temu był jedną z wschodzących gwiazd wagi junior ciężkiej. Niepokonany w 24 walkach pięściarz piął się w górę rankingów i podpisał kontrakt ze słynną niemiecką grupą Sauerland Event. Wszystko szło znakomicie. "Master" obijał kolejnych rywali, prezentując nienaganną technikę i coraz większy ringowy kunszt. Rok po podpisaniu kontraktu z Sauerlandem zdobył pas mistrza Europy federacji EBU, pokonując bezapelacyjnie twardego Fina Juho Haapoję. Potem Polak znokautował Shawna Corbina, a w październiku 2013 roku pojechał do Moskwy zmierzyć się z mocnym Grigorijem Drozdem. Pojedynek w Moskwie od początku nie układał się po myśli Masternaka. Już w drugiej rundzie nad lewym okiem Polaka pojawiło się rozcięcie. Z biegiem czasu twarz "Mastera" była coraz bardziej zalana krwią, widać było, że nasz pięściarz porusza się powoli i na ringu w Rosji nie potrafił zaprezentować atutów. Dramat wydarzył się w 11. rundzie - Drozd zepchnął Masternaka do narożnika i zasypał gradem ciosów. Polak nie był w stanie odpowiedzieć. Sędzia przerwał pojedynek. "Zacząłem wracać, ale przyszła ta cholerna walka" - Walka z Drozdem to cztery razy przekładany termin, nieudane przygotowania, których efektem było to, że w pojedynku zamiast walczyć, męczyłem się na ringu. Proszę tylko popatrzeć, jak wyglądałem w starciu z Rosjaninem, a jak we wcześniejszych walkach - mówi w rozmowie z Interią "Master". - Potem za współpracę podziękował mi Andrzej Gmitruk. Zacząłem pracować z nowym trenerem Piotrkiem Wilczewskim. Wprowadziliśmy pewne zmiany i abstrahując od tego, czy one były dobre czy złe, to kiedy wchodziłem do ringu pojawiały się wątpliwości. Jak mam walczyć? Używać starych czy nowych technik? Sam do końca nie wiedziałem, co mam robić - dodaje polski pięściarz. Po dwóch zwycięstwach z niżej notowanymi rywalami i porażce niejednogłośną decyzją sędziów z Yourim Kalengą, Masternak się otrząsnął. - Powoli zacząłem wracać na dobre tory. Po porażce z Kalengą nieźle zaprezentowałem się m.in. w walce z doświadczonym Jeanem-Markiem Mormeckiem, no ale potem przyszła ta cholerna walka z Johnnym Mullerem - opowiada zdenerwowany polski pięściarz. O co chodzi z "tą cholerną walką"? Na początku czerwca tego roku Sauerland postanowił współorganizować galę boksu w RPA. W jednym z pojedynków Masternak miał zmierzyć się z miejscowym średniakiem - Mullerem. Polak okładał przeciwnika od początku do końca pojedynku. Porozbijany pięściarz z Afryki dwa razy leżał na deskach. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że Muller tego pojedynku zwyczajnie... nie mógł przegrać. Przekręt w Afryce Po zakończeniu walki pięściarze stanęli na środku ringu. Zmęczony, ale zadowolony "Master" i niemiłosiernie obity Muller, którego twarz parę sekund wcześniej próbowali "naprawić" na rozmaite sposoby jego sekundanci. Werdykt sędziów to był jednak szok i jawny przekręt. Dwóch arbitrów widziało zwycięstwo Mullera, jeden punktował na korzyść Masternaka. Polak był całkowicie zaskoczony. Zszedł z ringu i rozłożył tylko ręce. - Trudno jest mi o tym mówić. Takie rzeczy niszczą boks. Przez pewien czas nie mogłem sobie z tym poradzić, nie mogłem w to uwierzyć, ale teraz traktuję to jako kolejne doświadczenie. Widzę, że tak naprawdę nikomu nie mogę ufać. Zmieniłem swój stosunek do boksu. Zawsze wykazywałem szczerość i ambicję, ale teraz widzę, że to nie wszystko. Boks zawodowy to przede wszystkim wielki biznes - mówi nam wyraźnie poruszony "Master". - Jeśli miałbym ocenić Mullera jako zawodnika, to jest to słaby pięściarz i dotrwał do końca pojedynku tylko dzięki temu, że walka była toczona u niego, na ponad dwóch tysiącach metrów. Szczerze mówiąc, na takie warunki kompletnie nie byłem przygotowany. Walka w RPA to był pojedynek, w którym dałem z siebie najwięcej w całej karierze. Nigdy nie byłem tak zmęczony jak po tamtym starciu. Pod koniec pierwszej rundy nie mogłem złapać oddechu i miałem stan przedzawałowy. Myślę, że gdyby ta walka była w Europie, to skończyłoby się to szybkim nokautem - dodaje polski pięściarz. Czy można spodziewać się zmiany werdyktu? Masternak: - Żadnych zmian już pewnie nie będzie. Niby gdzieś tam w RPA próbowano jakoś to odkręcać, ale wiele sobie po tym nie obiecuję. Czas leczy rany i trochę ochładza ambicję. Staram się o tym nie myśleć, pogodziłem się z tym. Takie oszustwo ma krótkie nogi. Muller ostatnio przegrał i to zwycięstwo ze mną na wiele mu się nie przydało. A po pojedynku tak dziękował bogu, taki był szczęśliwy... I znowu trzeba się wspinać... Jak mówi sam Mateusz, do tej pory najważniejsze walki dostawał w trudnych momentach. Z Drozdem - po przeciągających się negocjacjach. Przed Kalengą i Mullerem nie miał wiele czasu na solidne przygotowania. Teraz 28-letni pięściarz znowu zaczyna wędrówkę w górę rankingów. "Master" ma duże umiejętności, problem w tym, że renomowani zawodnicy nie bardzo chcą się z nim mierzyć. W końcu przyjemność to żadna, a ryzyko porażki duże. Ostatnio Polak w Dreźnie błyskawicznie rozprawił się z Carlosem Ailtonem Nascimento. Brazylijczyk wytrzymał z "Masterem" raptem cztery minuty i wylądował na deskach. - Walka była krótka, więc za dużo o niej nie powiem. W pierwszej rundzie chciałem wyczuć rywala, bo nie miałem zbyt wiele informacji na jego temat. Nie miałem sparingpartnerów o jego gabarytach, więc na początku pojedynku potrzebowałem trochę czasu, żeby się przystosować do jego zasięgu ramion. Już pod koniec pierwszej rundy widać było, że przeciwnik jest lekko sfrustrowany, bo zauważył, że go wyczułem. W drugiej rundzie trochę przyspieszyłem i posłałem go na deski - opisuje pojedynek Masternak. Mocniejszy niż kiedykolwiek wcześniej Polski pięściarz jest obecnie 17. w rankingu WBC, 7. w zestawieniu WBO i 10. na liście IBF. W rankingu WBA "Master" jest poza czołową piętnastką. Sam przyznaje, że ma już dość pojedynków z przeciętniakami. Chce walk z czołówką kategorii junior ciężkiej. - Nie ukrywam, że chciałbym boksować o coś znaczącego i to już w najbliższym czasie. Jestem na takim etapie kariery, że muszę mierzyć się z zawodnikami, którzy będą stawiali mi większy opór niż np. Nascimento. Liczę na to, że w kolejnych walkach będę miał okazję walczyć z lepszymi pięściarzami i te walki w wymiarze sportowym będą coraz bardziej wymagające - podkreśla "Master". - Na razie zostaję w stajni Sauerlanda. Planuję powrót na ring w końcówce tego roku, ale z kim dokładnie to będzie, gdzie i kiedy, to dopiero się przekonamy. Uważam, że jestem zawodnikiem, który może się mierzyć z czołówką swojej kategorii. Myślę, że wcześniej czy później dostanę taką szansę. W tym wszystkim życzyłbym sobie jednak trochę szczęścia - dodaje polski pięściarz. Mimo trudnych chwil w ostatnich miesiącach, "Master" nie stracił wcale wiary w to, że wejdzie na szczyt. Chce iść swoją drogą i dotrzeć równie wysoko jak choćby Krzysztof Głowacki, który dzięki wielkiemu zwycięstwu z Marco Huckiem zdobył mistrzostwo WBO. - Jest we mnie nutka zazdrości, ale nie takiej z pretensją, że Krzyśkowi się udało, a ja ciągle czekam na swoją szansę. To jest raczej taka zazdrość typu: "ja też bym tak chciał" - opowiada z uśmiechem Masternak. Co czeka polskiego pięściarza w najbliższych miesiącach? - Zobaczymy, co dalej. Nie załamuję się, nie jestem przecież jeszcze taki stary. Mam w sobie teraz dużo sportowej złości. Czekam na lepsze walki, czuję, że mój poziom cały czas idzie w górę. Porażki - nawet niesprawiedliwe i trudne, jak ta z Mullerem - czynią człowieka mocniejszym. Tak trzeba na to patrzeć - mówi nam "Master". Nie sposób się z nim nie zgodzić. Autor: Bartosz Barnaś <a href="http://kalendarz.toolix.pl/kalendarz-kalendarz-sportowy,670.html">Co? Gdzie? Kiedy? Bądź na bieżąco i sprawdź Sportowy Kalendarz!</a>