Artur Gac, Interia: Przez trzy tygodnie był pan sparingpartnerem mistrza świata Anthony’ego Joshuy przed jego hitowym starciem z Władimirem Kliczką o dwa pasy mistrz świata w wadze ciężkiej. Zajęcia odbywały się w Angielskim Instytucie Sportu w Sheffield? Mariusz Wach, pięściarz wagi ciężkiej: - Tak, to bardzo duży ośrodek przygotowań olimpijskich. Gdy sparingi miał Joshua, to tylko on przebywał na sali treningowej, ale przez ośrodek przewijała się także angielska kadra w boksie. Poza tym mijałem się z przedstawicielami innych sportów, bo jest to w dużej mierze kompleks lekkoatletyczny, począwszy od biegów, po skok wzwyż i w dal. Wrócił pan mocno poturbowany? - No gdzie tam. To może przynajmniej z lekko podbitymi oczami? - Nic, zero śladów sparingów. Ciosy Joshuy są aż tak przereklamowane? - Jestem starym wygą, więc na sparingach nie dam sobie zrobić krzywdy. Nie wierzę, że przez trzy tygodnie sesji sparingowych nie zainkasował pan kilku "bomb". - Na pewno, sparingi odbywały się na serio. Każdy dawał z siebie wszystko, więc mocne ciosy faktycznie padały. I nawet się panu nie zakręciło w głowie? - Szło mi naprawdę dobrze. Unikałem mocnych ciosów, a te, które mnie dosięgły, niespecjalnie odczuwałem. Sparowaliśmy zawsze w kaskach i w dużych rękawicach. Szykując się na Kliczkę Joshua mocno różnicuje płaszczyznę uderzeń? - Jak najbardziej. Praca na nogach i właśnie różnicowanie ciosów będą jego atutami w tym pojedynku. Najwięcej ciosów lokował na którą część pana ciała? - Trudno mi oszacować, ale z pewnością "szuka" sporo uderzeń na tułów. Wiadomo, że aby ustawić sobie rywala, dobrze jest osłabić go w pierwszej fazie walki uderzeniami na korpus. A jaka atmosfera panowała na obozie mistrza świata? - Wszyscy byli wyluzowani, bez żadnej "napinki". Był pan tym faktem zaskoczony? - To wszystko zależy od osobowości pięściarza. Bywałem już na takich sparingach, że na sali przebywali tylko: zawodnik, trener i sparingpartner. Tymczasem u Joshuy atmosfera była luźniejsza. Nie mówię, że pojawiało się sporo postronnych obserwatorów, ale paru na pewno krzątało się blisko ringu. Uśmiechem i dobrą miną czasami można starać się maskować podenerwowanie, które udziela się z faktu wielkiego wyzwania, w tym przypadku walki z legendą i wieloletnim dominatorem wagi ciężkiej. Jako doświadczony mężczyzna dojrzał pan takie symptomy? - Hmm... ciężko powiedzieć. Jeżeli faktycznie była to dobra mina do złej gry, to w tej roli Anthony był bardzo przekonujący. Myślę, że jego luz może brać się również ze świadomości, że okres ciężkich treningów przepracował bardzo solidnie. A skoro tak, to teraz sama walka sprowadza się do kilku, kilkunastu lub kilkudziesięciu minut pracy. Zaobserwował pan coś w sposobie trenowania lub stylu bycia Joshuy, co warto byłoby przenieść na swój grunt? - Na pewno bardzo profesjonalnie podchodzi do treningów. Co to znaczy? - Umawialiśmy się na godzinę 18, a pojawiał się na sali dziesięć minut przed czasem. A więc punktualność. Ponadto słucha się trenera. Wszystkie polecenia, które padały z ust szkoleniowca, wykonywał bez żadnego marudzenia. Ogólnie jest bardzo zdyscyplinowanym i fajnym chłopakiem. Trochę zadziera nosa? - Ani trochę. Żaden z niego cwaniaczek. Normalny, ułożony chłopak w sposobie bycia. Zatrzymajmy się przy posturze Joshuy. Co tu dużo mówić, Anglik wygląda jak modelowy atleta. Na żywo robi jeszcze większe wrażenie, tak że można popaść w kompleksy? - Niektórzy, widząc go, na pewno mogliby wpaść w kompleksy. A pan? - Ja przed nikim nie mam żadnych kompleksów. Zresztą niedawno Kliczko mądrze powiedział, że nie na tym polega boks. To nie będą zawody w crossficie, tylko twarda walka na pięści w ringu. Po prostu w boksie wchodzą w grę również inne elementy. Samym wyglądem nie wygrywa się pojedynków. Natomiast przyzna pan, że jest zbudowany znakomicie? - Oczywiście, wygląda imponująco. Kliczko może się z nim równać? - Kliczko ma trochę inną budowę. Talia Joshuy jest nieco szczuplejsza, za to bardzo rozbudowana obręcz barkowa, szczupłe łydki, a uda jak u sprintera. Masywna szyja Joshuy też robi wrażenie. Musi nad nią dużo pracować. - To prawda. Codziennie, co trening, zawieszał sobie ciężary na szyi i wykonywał pracę. Wiadomo, że najbardziej liczy się naturalna odporność na ciosy, ale jeśli głowa z szyją lepiej "trzymają" mocne uderzenia, to też daje pewne możliwości. Jaki scenariusz wieści pan na ten pojedynek? - Cokolwiek bym nie powiedział, to prawda jest taka, że walka może potoczyć się bardzo różnie i pójść w obie strony. A intuicja co panu podpowiada? - Kliczko na pewno wyjdzie zmotywowany, bo nie lubi przegrywać. Władimir wiele pojedynków stoczył na dystansie 12 rund, paręnaście o tytuły i w obronie mistrzostwa świata, dlatego wie "z czym to się je". Joshua jeszcze nie ma tego doświadczenia i rutyny, niemniej jeśli zdoła wygrać z Kliczką, to wyważy sobie drzwi do najlepszych pojedynków. Ponadto przejdzie do historii, bo będzie zdobywał kolejne tytuły. Pojedynek o taką stawkę, z tyloma smaczkami, zapowiada się emocjonująco. Widzi pan taką możliwość, że Joshua pokona Kliczkę pod koniec walki? - Nie. Jeśli miałby wygrać przed czasem, to tylko w początkowej fazie pojedynku. Im dłużej będzie toczyło się to starcie, tym bardziej powinno premiować starego wyjadacza, czyli Ukraińca. Poza tym Władimir rozkręca się dopiero w późniejszych rundach. Jeśli do 4-6 rundy Anthony nie da sobie rady, to według mnie będzie wzrastała przewaga Kliczki. A w ogóle miał pan okazję odbyć z Joshuą dłuższą rozmowę? - Nie znam języka angielskiego i to było główną barierą, by pogadać sobie w cztery oczy. Gdy na sali byli inni Polacy, wtedy mogliśmy odbyć krótką wymianę zdań. Rodaków nie brakowało nawet na terenie ośrodka? - Mam tu na myśli moich znajomych, których miałem możliwość wprowadzić, ale nie tylko. Przyjechał także jeden Polak, na oko kategoria lekka, który chciał potrenować, więc razem odbyliśmy zajęcia. W mediach społecznościowych zamieścił pan zdjęcie z ośrodka w Sheffield na tle dużej fotografii, na której widnieje jeden z naszych najwybitniejszych pięściarzy w historii Zbigniew Pietrzykowski. Zdjęcie przedstawia zawodników na podium igrzysk olimpijskich w Rzymie (1960 rok), gdzie Polak zajął drugie miejsce, a na najwyższym stopniu stanął heros nad herosami Muhammad Ali. "Miły polski akcent na angielskiej sali bokserskiej" - napisał pan z uznaniem. - To prawda, można było poczuć dumę. Generalnie na sali było dużo zdjęć z Muhammadem Alim, jako złotym medalistą igrzysk i legendą boksu. Rozmawiał Artur Gac