Historia Mariana Kasprzyka jest jedną z najbardziej niezwykłych w historii polskiego sportu. To materiał na film, który zresztą już powstał. To nakręcony w 1966 roku fabularny obraz "Bokser", który opowiada o fragmencie życia Maszczyka, którego gra Daniel Olbrychski. Marian Kasprzyk: walka o złoto ze złamanym kciukiem 61 lat temu, na igrzyskach w Rzymie Marian Kasprzyk zdobył w wadze lekkopółśredniej brązowy medal. Niedługo później, w latach 1961-64 był zdyskwalifikowany, początkowo nawet dożywotnio. Został skazany na karę więzienia za udział w bójce. Karę uchylono krótko przed igrzyskami olimpijskimi w Tokio, na które Kasprzyk pojechał i przywiózł stamtąd złoty medal. Okoliczności jego zdobycia są niezwykłe: w walce finałowej Marian Kasprzyk złamał kciuk w pierwszej rundzie. Dotrwał jednak do końca, pokonując wielkiego faworyta, dwukrotnego mistrza Europy - Ricardasa Tamulisa ze Związku Radzieckiego. Wiele lat później przeszedł nawrócenie, po trzydziestoletniej przerwie przystąpił do spowiedzi. Dzień zaczyna od różańca o godz.5 rano, potem msza święta. 82-letni mistrz był gościem honorowym XV Memoriału Leszka Błażyńskiego, który odbył się w Bytomiu. Paweł Czado, Interia: Czy boks obecny i tamten z lat 60., kiedy był pan mistrzem czymś właściwie się różni?Marian Kasprzyk: - Raczej nie. No bo co tu w boksie można zmienić... Ciosy? Jednakowe są. Faule? Jednakowe są. Kondycja? Bez niej nic, każdy zawodnik musiał i musi ją mieć żeby coś osiągnąć. Ambicja? Podobnie. Pracowitość? Jak ktoś mniej boksuje to po prostu będzie słabszy. Może jedyna różnica jest taka, że mecze bokserskie były co dwa tygodnie i więcej walk było. Się boksowało. Im więcej sparingów tym lepiej się boksuje. Zawodnik staje się "otrzaskany" jak to się mówi... Polski boks w latach 60. był w światowej czołówce. Ale ostatni medal olimpijski zdobył Wojciech Bartnik. Z igrzysk w Barcelonie w 1992 roku przywiózł brązowy krążek. Czym ten kryzys, bo tak to chyba trzeba nazwać, jest spowodowany? - Świat nam uciekł, w wielu krajach są świetne warunki do uprawiania boksu. Marian Kasprzyk: W boksie trzeba najpierw z siebie coś dać Ale talentów w Polsce brakuje?- Aż tak to nie. Są. Ale nie ma takiej chęci jak kiedyś. Wielu chłopakom wręcz nie chce się boksować. To jest naprawdę trudny do uprawiania sport, treningi są ciężkie. To nie jest tak, że ktoś uderzy dwa, trzy razy i może uznawać się za pięściarza. W boksie żeby coś osiągnąć, naprawdę trzeba harować. Ha-ro-wać! Dużo zależy od charakteru. Niektórzy ledwo zaczęli boksować a już pytają: "a ile ja z tego będę miał?". A najpierw trzeba przecież coś z siebie dać, pokazać, że warto na mnie stawiać, że warto poświęcić mi czas. Do boksu trzeba mieć cierpliwość. Na sparingu, na gruszce, na worku - wszystko trzeba przerabiać... Nie złapie się tego od razu - nie ma szans. Nie wychodzi, nie wychodzi, ale kiedy jesteś cierpliwy i pracujesz - wreszcie wyjdzie...Ludzie stali się bardziej roszczeniowi? - No tak. Wyjdzie taki na ring dwa razy i już chce pieniądze. Poczekaj, ty jeszcze nic nie umiesz, nic nie osiągnąłeś, za co trzeba ci płacić? Kiedyś człowiek kontuzje łapał, palce łamał, ale i tak się boksowało.No właśnie: łamał palce. Pewnie opowiadał pan o tym setki razy, ale nie mogę nie spytać o tę słynny olimpijski finał w Tokio. Złamał pan kciuk w pierwszej rundzie tej walki. Jak dawał pan sobie radę z bólem? A może adrenalina powodowała, że pan bólu nie odczuwał?- Odczuwałem. Czułem nawet gdy nie uderzałem, wystarczyło, że robiłem zwody, robiłem ręką gwałtowny ruch, strasząc rywala - to już mnie bolało. A co dopiero bić jeszcze... Potem w głowie jest tylko jedna myśl: jeszcze minuta do końca rundy, jeszcze pół, muszę wytrzymać. Ale jak zostawało już pół - pełen gaz. Ile człowiek może, nie zważając na ból... Boli, nie boli - trzeba wytrzymać!To był ten kciuk? Prawy?- Tak, a byłem mańkutem. Oszukanym mańkutem... W sumie było mi obojętne - z lewej uderzyć czy z prawej. Nie było dla mnie różnicy Marian Kasprzyk: Dwa lata boksowania jedną ręką A przeciwnik wiedział? Domyślał się, co się dzieje?- Nie wiedział... Nie mógł się dowiedzieć! Musiałem udawać, żeby się nie skapnął... Boks polega też na udawaniu, czasem podczas walki trzeba oszukiwać. Dużo się ruszałem, dużo zwodów robiłem bez uderzeń, markowałem je jedynie a czas leciał. A on też był mańkutem. Dwóch lewych się spotkało. Ja też jestem mańkutem. Ale nie boksuję. - Potem dwa lata boksowałem właściwie... jedną ręką. Lewą, tą zdrową. W prawej miałem ten złamany palec a i tak wychodziłem do walki. Nie zdążyłem wyleczyć i już szedłem na ring, bo zawodników nie było... A potem znów problem z kciukiem... Tak to trwało dwa lata. Robiłem tak żeby nie bić tą ręką... Znajduję pana w dobrej formie. Jaka na to jest recepta?- Nie ma to przepisu. Trzeba się szanować i tyle. Może uśmiech... Dobry humor. To dużo daje. rozmawiał: Paweł Czado