Artur Gac, Eurosport.interia.pl: Przeszedł pan badania po kontuzji barku? Marcin Najman: - Owszem i okazało się, że całkowicie zerwałem ścięgno nadgrzebieniowe w prawej ręce. Tak że nie wygląda to najlepiej. Jakie są rokowania jeśli chodzi o leczenie? - Rokowania są takie, że nie obejdzie się bez operacji. Natomiast gdy zoperuję tę rękę, to też nie ma pewności, że ona wróci do stuprocentowego zdrowia. A w związku z tym, że już podpisałem kontrakt na rewanżową walkę z Rihardsem Bigisem, to spróbuję tę rękę zrehabilitować na tyle, na ile to tylko potrafię. Tak, aby do rewanżu przystąpić jeszcze przed operacją, bo po zabiegu mogę mieć równie dobrze półtora roku przerwy. Czyli może też tak się zdarzyć, że rewanż z Bigisem będzie jednocześnie walką pożegnalną? - Tak, właśnie tak się może zdarzyć. Kiedy ten rewanż dojdzie do skutku? - Myślę, że do listopada. Jest wstępna data ustalona na pierwszą połowę października, ale to nie będzie na mojej gali, tylko innego promotora. Nie chce tego robić na swojej imprezie, by móc tylko i wyłącznie skupiać się na walce. Chodzi o galę w Polsce? - Oczywiście. U promotora Andrzeja Wasilewskiego? - Nie będę szafował nazwiskami, ale u polskiego promotora. Jeśli chodzi o Freda Kassiego i styl, w jakim Kameruńczyk zrezygnował z walki z Izu Ugonohem po drugiej rundzie, to nosi się pan z zamiarem, by nie wypłacić mu pensji lub obciąć wynagrodzenie? - Kassi miał wypłacone pieniądze przed walką, tak że tutaj jest trochę inny problem. Natomiast sytuacja jest niesamowicie dziwna... Ja jestem daleki od teorii spiskowych, ale po głowie chodzą mi różne rzeczy. Naprawdę zastanawiam się, czy nie doszło do jakichś sytuacji dalece pozasportowych. Chce pan powiedzieć, że osoby trzecie mogły nakłonić Kassiego do takiego ruchu? - Nie wiem tego, natomiast różne rzeczy chodzą mi po głowie. Ta sytuacja pokazała jak na dłoni, że wypłacanie zawodnikowi wynagrodzenia przed walką jest obarczone dużym ryzykiem. - To pokazało, że nie ma co płacić zawodnikom przed walką. Wszystkim płaciliście przed galą? - Zawodnicy zagraniczni dostawali większość pieniędzy przed, to prawda. A zdążyliście cokolwiek zapłacić niedoszłemu rywalowi Mariusza Wacha - Ericowi Molinie, który został zdyskwalifikowany za doping? - Tak, Molina dostał zaliczkę. W tym przypadku zaliczka jest do odzyskania? - Będziemy domagać się jej zwrotu. Czy w związku z odwołaną walką Mariusza Wacha, nie z winy polskiego pięściarza... - ...ani też z winy mojej. W porządku, jednak biorąc pod uwagę, że zawodnik poniósł niemałe koszty przygotowań do gali, równolegle być może rezygnując z innych ofert, to czy wchodzi w grę wypłata części wynagrodzenia lub zwrot kosztów za przygotowania? - Mariusz Wach również otrzymał część pieniędzy i to na długo przed galą. Ta kwota mu rekompensuje poniesione nakłady? - To są oczywiście sprawy między mną i Mariuszem, ale myślę, że nasze relacje są bardzo dobre. Mariusz wie dobrze, że nigdy żadna krzywda mu się przy nas nie zdarzyła i nie zdarzy. Natomiast, jeśli jeszcze mogę, chciałbym panu podesłać zdjęcia z badania. Proszę bardzo. - Chcę to zrobić, ponieważ czasami jestem zdumiony, ile złej woli musi być w ludziach, żeby w ogóle móc sugerować, jakobym miał poddać tę walkę, bo się zmęczyłem. No, co za bzdura! W pierwszej rundzie faktycznie chciałem boksować rozpoznawczo, nie rzucając się na przeciwnika, by na dystansie sześciu rund rozłożyć siły. Dlatego zrezygnowałem z frontalnego ataku, ale już zaraz na początku drugiej rundy złapałem tę kontuzję. To doskonale widać na powtórkach, jak w pewnej chwili odciągnąłem prawą rękę do tyłu i to był ten moment. Przez dwie rundy boksowałem tylko lewą ręką, a pojedyncze ciosy prawą sprawiały mi ogromny ból. W czwartej rundzie doszło do tego, że nawet nie mogłem podnieść ręki do góry, a o zadawaniu ciosów nie było mowy. I po tym wszystkim ktoś wpada na pomysł, że ja mogłem oddać tę walkę z tego powodu, że się zmęczyłem? No po prostu to jest niesamowite. Poza tym, walcząc jedną ręką przez dwie rundy i mimo wszystko nie dając robić sobie jakiejś specjalnej krzywdy rywalowi, który trafiał mnie przez prawą rękę i czasami kontrował, to nie było żadnej dominacji Bigisa. Dlatego rewanż jest dla mnie absolutnie priorytetowy, bo mam całkowite przeczucie, że ten człowiek jest w moim zasięgu. Spokojnie, powiedzmy sobie szczerze, że nie mogło być mowy o dominacji Łotysza, mimo że miał pan sprawną tylko lewą rękę, bo nie jest to żaden wirtuoz boksu. - Nie jest to wirtuoz, ale to silny i młody chłopak, co pokazał. Teraz wygrał trzynastą walkę, ale obiektywnie trzeba ocenić, że pomimo boksowania jedną ręką, ten człowiek nie mógł mnie zdominować. Jeżeli zewsząd słyszy pan opinie, które po walce z Bigisem znów przybrały na sile, typu: "człowieku, daj sobie spokój", "jesteś pseudosportowcem" lub "ty nie masz pojęcia o sportach walki", to jak pan na nie reaguje? - Jeśli ktoś, tak jak ja, zdobywa mistrzostwo Europy i ma nie mieć pojęcia o sportach walki, to gratuluję wiedzy. Od razu dodajmy, że nie jest to najbardziej prestiżowy tytuł mistrza Europy. - No dobrze, a który w kolejności? Nie wiem, ale na pewno nie pierwszy. - Gdyby się pan zagłębił i poczytał o federacji WKU, to szybko by się pan zorientował, że jest to druga pod względem prestiżu, po WKN, organizacja na świecie. Tytuł tej federacji dzierżył również Jerome Le Banner. Jeżeli ktoś mówi takie rzeczy, to okazuje niewiedzę, bo to wszystko jest sprawdzalne. Jeżeli ktoś mówi, bym dał sobie spokój, to chcę to podsumować tak: jeśli któraś z tych osób kiedykolwiek zdobędzie mistrzostwo Europy, to będzie mogła mi zwracać uwagę i wtedy faktycznie będę w stanie wysłuchać takich opinii. A dopóki mówią to ludzie, którzy w życiu jeszcze nic nie osiągnęli i próbują mnie, mistrza Europy, oceniać, to niestety nie będę brał pod uwagę tych opinii. A jeśli krytykują pana tacy sportowcy, jak na przykład były pretendent do tytuł mistrza świata w boksie Andrzej Wawrzyk? - Mówi pan o tym oszuście, który wpadł na dopingu? Niech mi pan wierzy, że ktoś, kto jest oszustem i wpada na dopingu, nie jest dla mnie sportowcem i żadną wykładnią. A przykładowo Andrzej Fonfara? - Fonfara chciał zawalczyć na mojej gali i wysyłał ludzi, którzy na ten temat ze mną rozmawiali. Ja się na to nie zgodziłem, na co strasznie się obraził. Wszystko to, co mówi, uważam tylko i wyłącznie za złośliwości. Co kibice, którzy byli na "Narodowej Gali Boksu", wiedzą jak impreza wyglądała, podobnie jak ci, którzy oglądali ją przed telewizorami. Można mówić na białe - czarne, tylko że to nic nie zmieni. Fonfara dementował tę informację, że to nie on zabiegał, tylko otrzymał propozycję. - I widzi pan, stąd bierze się problem. To znaczy, że bardzo mija się z prawdą, bo ja otrzymywałem telefony od ludzi z jego otoczenia. Kompletną nieprawdą jest to, że niby ja proponowałem mu pojedynek, to nigdy nie miało miejsca. Było dokładnie odwrotnie. Kilka lat temu część środowiska polskich pięściarzy wystosowała list otwarty, który podpisali... (chodzi o pismo, w którym część zawodników zaapelowała, by Najmana nie przedstawiać jako pięściarza - przyp. AG). - Nie chce mi się na ten temat gadać. Jeśli rozmawiamy, to na temat gali. Rozmawiał Artur Gac