Sobotni wieczór, Berlin. W walce o tytuł mistrza Europy nieznanej szerszej publiczności niemieckiej federacji EPBA lokalny faworyt Ronny Gabel (bilans przed pojedynkiem 12 zwycięstw, 5 porażek) staje w szranki z rzuconym na pożarcie Marcinem Cybulskim (4 zwycięstwa, 2 porażki, 1 remis). Zgromadzeni w IFCO Arenie kibice są przekonani, że ich chłopak, wychowany w Berlinie 28-latek bez trudu pokona anonimowego, boksującego w kategorii junior średniej Polaka. Tak się jednak nie dzieje. Przez dwanaście rund trwa zacięta wymiana ciosów, ale to trenujący na co dzień w Fight Club Elbląg Cybulski jest bliższy wygranej. - To była chyba najlepsza walka, jaką kiedykolwiek widziałem stojąc tuż przy ringu. Nie było żadnych kalkulacji, walczyli non stop w półdystansie i uderzali lewy na lewy. Bałem się, że Marcin nie wytrzyma tak szalonego tempa, bo nie walczył wcześniej na dystansie dwunastu rund, ale pokazał niesamowite serce do walki - podkreśla w rozmowie z INTERIA.PL promotor Cybulskiego, Krystian Cieśnik. Po dwunastu wyczerpujących, toczonych w niecodziennym tempie rundach Polak czuje się zwycięzcą. Przez moment nawet nim jest. Sędziowie ogłaszają niejednogłośne zwycięstwo Cybulskiego, po czym po 40 minutach zmieniają decyzję! - Złapał mnie przy szatni jeden z organizatorów. Okazało się, że jeden z sędziów się pomylił i źle zapisał wynik ostatniej rundy. Wynik walki z wygranej Marcina zmieniono na remis. Oczywiście mój zawodnik był wściekły. Niewiele zabrakło, a doszczętnie zdemolowałby szatnie - relacjonuje promotor Cybulskiego i właściciel CK Promotion. Organizatorzy gali doskonale zdają sobie sprawę, że zmiana werdyktu wzbudziła wiele kontrowersji. Cybulskiemu szybko proponują rewanż z Gabelem, do którego dojdzie 25 maja w Berlinie i jeszcze jedną, bardzo dobrze płatną walką na przetarcie ze słabszym zawodnikiem. - To akurat jest plus całej sytuacji. Takich pieniędzy Marcin nie dostałby w Polsce, no i będzie mógł podreperować swój bilans, a tym samym awansować w rankingach - dodaje Cieśnik. Dla 27-letniego Cybulskiego to już drugi szokujący werdykt na niemieckiej gali. W czerwcu ubiegłego roku w kuriozalnych okolicznościach zremisował w Lipsku z innym faworytem gospodarzy, Chrisem Herrmannem. Walkę zakontraktowano na sześć rund, ale w trakcie jej trwania zmieniono reguły gry i skrócono pojedynek do...czterech rund. Cybulski zdecydowanie prowadził na punkty, dlatego sędziowie wymyślili sposób, który pozbawi go zwycięstwa. - Odebrali mu dwa punkty za rzekomy faul, polegający na atakowaniu z opuszczoną zbyt nisko głową. I tak po czterech rundach wyszedł remis, zamiast ewidentnego zwycięstwa Marcina. Ma pecha. Mam nadzieję, że niebawem uda się zorganizować mu dobrą walkę w Polsce - mówi jego promotor. Oby tak się stało. Pięściarz Fight Clubu Elbląg swoją postawą udowodnił, że zasługuje na poważniejsze wyzwania i poważne traktowanie przez sędziów. Autor: Dariusz Jaroń