Początek przebiegał zgodnie z oczekiwaniami. Amerykanin stanął szeroko na nogach, polując na pojedynczą kontrę prawą ręką, natomiast Filipińczyk dyktował tempo, rozpoczynając często akcję lewym na dół. Kiedy wydłużał kombinację do trzech-czterech ciosów, zawsze coś doszło do celu. "The Problem" w połowie trzeciej rundy trafił pierwszą kontrą bezpośrednim prawym, pozostawał jednak zbyt cofnięty i za mało aktywny, oddając kolejny odcinek 9:10. Dużo bardziej wyrównana była czwarta odsłona. Pretendent wciągał championa już nie na prawy, tylko na lewy sierp. Obraz potyczki stał się równiejszy i dużo ciekawszy. W szóstym starciu przez niemal pełne trzy minuty warunki dyktował "Pac-Man", ale równo z gongiem Broner po odchyleniu skontrował go kombinacją prawy podbródkowy-krótki lewy sierp. Ale Manny szybko odpowiedział z nawiązką. Minutę przed końcem siódmej rundy mając przeciwnika na linach strzelił lewym hakiem od dołu i trafił na szczękę. Czując krew ruszył ostro na zranioną ofiarę. Adrien był w tarapatach, lecz dwukrotnie sklinczował i przetrzymał kryzys. Po przerwie wciąż dominował Pacquiao, choć nie zadał już tak spektakularnych ciosów jak kilka minut wcześniej. Czterdzieści sekund przed końcem dziewiątego starcia Pacquiao uderzył akcją prawy-lewy na punkt. Broner zachwiał się, poleciał na liny, ale nie przewrócił, cały czas zachowując chłodną głowę. W ostatnich minutach działo się już mniej. Pacquiao spokojnie dowiózł wygraną do końca, natomiast Broner zadowolił się tym, że nie otrzymuje kolejnych mocnych bomb. Po ostatnim gongu sędziowie punktowali 117:111 i dwukrotnie 116:112 - wszyscy oczywiście na korzyść "Pac-Mana".