Tragiczna wiadomość zszokowała cały świat boksu. 28-letni Maksim Dadaszew zmarł cztery dni po walce z Subrielem Matiasem. Rosjanin przyjął aż 260 ciosów na ciało i korpus. Po walce trafił do szpitala, gdzie lekarze wprowadzili go w stan śpiączki farmakologicznej. Bokser przeszedł operację usunięcia krwiaka z mózgu oraz wycięcia części czaszki. We wtorek rosyjskie media podały, że Dadaszew zmarł. Potwierdziła to tamtejsza federacja bokserka, która zapewniła, że pomoże rodzinie sportowca. Trener Buddy MvGirt, w przeszłości zawodowy bokser, namawiał swojego podopiecznego do poddania walki już w 6. rundzie. Pięściarz pozostawał jednak nieugięty, a pojedynek zakończył się dopiero po 11. z 12 zaplanowanych rund, gdy trener rzucił ręcznik na ring. Zaraz po walce McGirt był przekonany, że w ostatniej chwili uratował swojego podopiecznego. - Jeszcze jeden cios mógł zmienić życie tego chłopaka, a ja nie zamierzałem pozwolić, by tak się stało. Wolę, by był zły na mnie dzień lub dwa, niż przez resztę życia. Mam nadzieję, że z Maksimem wszystko w porządku. To wielki zawodnik i wojownik - mówił amerykański trener tuż po zakończeniu walki. Choć Dadaszew słaniał się na nogach i wymiotował, jego trener nie mógł przypuszczać, że sprawa zakończy się tak tragicznie. Okazało się jednak, że ręcznik został rzucony zbyt późno. - Jestem zrozpaczony. Przesyłam kondolencje rodzinie Maksima - powiedział McGirt agencji TASS, gdy dowiedział się o śmierci swojego zawodnika. - Był wspaniałym pięściarzem, miał niesamowitą osobowość. Będzie nam go brakować - dodał. WG