Rywal Polaka zaczął agresywnie, próbując z doskoku trafić mocnym ciosem. I trafił pod koniec pierwszej minuty lewym sierpowym na szczękę, choć na "Striczu" nie zrobiło to większego wrażenia. Podobny scenariusz miała druga runda. W dystansie przeważał Polak, ale kiedy Niemcowi udawało się skrócić dystans, wówczas to on dochodził do głosu. - Uciekaj z lin - apelował w przerwie Paweł Kłak, jego trener. Trzecie starcie dużo lepsze dla Sulęckiego. Co prawda zainkasował kilka kolejnych mocnych bomb, ale odpowiadał jeszcze mocniejszymi i częściej. Dodatkowo Culcay schodził do narożnika w pękniętym lewym łukiem brwiowym po przypadkowym zderzeniu głowami. Tempo było naprawdę wysokie. Świetna runda runda czwarta. Cios za cios, akcja za akcję. Gdy jeden trafiał, drugi od razu próbował oddać jeszcze mocniej. Żaden z nich nie zyskiwał większej przewagi, za to kibice oglądali świetny spektakl. Dopiero w piątej odsłonie można było wskazać z pewnością, że Sulęcki był lepszy, choć i wtedy nie ustrzegł się kilku akcji przeciwnika. W szóstej rundzie znów się wszystko wyrównało, a w siódmej, nieoczekiwanie, to Culcay zaczął zyskiwać wyraźną przewagę. I nie tylko punktową. W pewnym momencie "Striczu" był ranny i blisko liczenia. Na szczęście wyszedł z opresji bez nokdaunu. Ósme starcie prawdopodobnie wygrał Polak, bo trafiał częściej, natomiast niespodzianką był fakt, że ciosy Sulęckiego robiły optycznie na Culcayu mniejsze wrażenie, niż ciosy Culcaya na Sulęckim. Kapitalna była również runda dziewiąta. Druga i trzecia minuta na styk, jednak pierwsza - bez wątpienia dla Maćka. Sędziowie nie mieli tu łatwego zadania. Pierwsza połowa dziesiątego starcia to popis Sulęckiego, który trafiał w rywala mocne bomby. Końcówka znów zażarta i gdy zabrzmiał ostatni gong, obaj podnieśli ręce, choć tak naprawdę nie mogli być pewni swego. Na szczęście cała trójka sędziów opowiedziała się za naszym rodakiem! Na zawodowych ringach Sulęcki wygrał wszystkie 26 pojedynków. Culcay legitymuje się rekordem 22-3.