- Byliśmy dogadani z drugą stroną, czekaliśmy tylko na potwierdzenie walki, ale byłem pewien, że ten pojedynek się odbędzie. Wydaje mi się, że Andrade nie był w najlepszej formie, poza ringiem miał też problemy, jeden dzień spędził w areszcie, narzekał na problemy z barkiem i zdał sobie chyba sprawę, że jeśli nie jest przygotowany na 100 procent, to nie ma co walczyć akurat ze mną. Mnie w każdym razie interesują największe wyzwania i walki - kontynuował "Striczu". Zamiast niego 18 stycznia w Nowym Jorku naprzeciw Amerykanina stanie Artur Akawow (19-2, 8 KO). A Maciek będzie miał trochę więcej czasu na zapoznanie się z nowym trenerem. Po śmierci Andrzeja Gmitruka miejsce w jego narożniku zajmie były podopieczny Gmitruka, zawodowy mistrz Europy kategorii super średniej, Piotr Wilczewski.- Przez chwilę trochę odpocznę od boksu, ale zaraz wrócimy do treningów. Piotrek to młody, dobry i ambitny trener. Zresztą Andrzej Gmitruk zawsze mi powtarzał, że właśnie "Wilku" jest jedynym szkoleniowcem, który może kontynuować jego pracę. Po kilku wspólnych treningach przekonałem się, że to był dobry wybór. Stylowo mi też bardzo pasuje. Widzę też, że ma podobny warsztat do trenera Gmitruka, choć Piotrek dodaje też pewne swoje elementy. W końcu był bardzo dobrym zawodnikiem - uspokaja swoich kibiców Sulęcki. - Pierwsze dni były naprawdę ciężkie. Pogrzeb był końcem naszej wspólnej drogi, niestety trzeba iść dalej, a nie się mazgaić, bo przede mną jeszcze wielkie walki. Musiałem działać. Wierzę, że najlepsze jeszcze przede mną - dodaje najlepszy polski "średni".- Zawsze byłem łobuziakiem i pewnym siebie człowiekiem z sercem do walki. Charakter się ma, albo się nie ma, z tym trzeba się po prostu urodzić. Dobrze radzę sobie ze stresem i jeśli czeka mnie duże wyzwanie, boksuję jeszcze lepszej. Czekam więc na tych najlepszych - zakończył Sulęcki.