Artur Gac: Wielka sprawa mieć przyjaciela, który w tak spektakularnych okolicznościach został czempionem prestiżowej federacji WBC w kategorii bridger. Co tak naprawdę czujesz po tym, co stało się na gali, która doszła do skutku z twoim wielkim udziałem? Rafał Kalisz, właściciel firmy Fibrain: - Na pewno wielka satysfakcja, to docenienie Łukasza tytanicznej pracy przez ostatnich kilkanaście lat, trwających kilka godzin dziennie treningów. W efekcie wspólnie osiągnęliśmy mistrzostwo świata, oczywiście Łukasz wywalczył to na ringu, a ja dołożyłem małą cegiełkę. Po drodze, przez ten szmat czasu, mieliśmy dużo przygód i problemów do rozwiązania, ale udało nam się z tym wszystkim poradzić. I teraz jesteśmy w tym miejscu, w którym pragnęliśmy być. Cały Rzeszów, rodzina i przyjaciele teraz się cieszą. CZYTAJ TAKŻE: Szaleństwo w Rzeszowie. Oto co piłkarscy fani "zrobili" z Łukaszem Różańskim Łukasz powiedział nam, że to w sumie za twoją sprawą miały miejsce kluczowe wydarzenia. To ty byłeś jednym z motorów napędowych tego, aby w najtrudniejszej chwili nie zrezygnował z boksu. - Powiem szczerze, że wtedy byłem jedynym motorem napędowym. Znaliśmy się. Łukasz zawsze mi powtarzał, że mógłby być mistrzem świata, ale raczej nim nie będzie, bo jego kariera załamała się przez kontuzję. A ja mu wtedy odpowiedziałem: Dobra Łukasz, to idziemy po swoje, jeszcze nim będziesz. Jeśli akceptujesz ciężką pracę i deklarujesz wytrwałość, to nie ma problemu, ruszamy wspólnie. Ja cię wspieram i gwarantuję ci, że zostaniesz mistrzem świata. Powiedziałem to kilkanaście lat temu. Jak wpływały na ciebie i Łukasza te głosy, które przez lata pojawiały się w środowisku? Umówmy się, do czasu walki z Izu Ugonohem znakomita większość osób nie wierzyła w Łukasza. Miał opinię pięściarza, który może i boksuje efektownie, jest widowiskowy, ale raczej to przeciętniak, bez papierów na cokolwiek dużego... - Wiesz co, to towarzyszyło nam przez ostatnich dziesięć lat i praktycznie w ogóle mnie to nie interesowało. Setki ludzi i ekspertów mówiło, że Łukasz nie ma potencjału, ale nie słuchałem tego. Naprawdę znam dobrze Łukasza, przecież on ma ten potencjał. Jest pracowity, ma charakter, uderzenie, mocną głowę, a do tego to mądry chłopak, co jest ważne w tak technicznym sporcie, jak boks. Opinie o Łukaszu w żaden sposób nie wpływały na moje postrzeganie jego osoby, aczkolwiek powodowały pewne problemy w całej jego karierze. Tym bardziej musieliśmy być zdeterminowani i tym silniej dążyć do wyznaczonego celu. Cudowne jest to, że mistrzostwo świata możecie świętować na swojej ziemi, lokalnie, nie trzeba było nawet jechać do innego miasta w Polsce. Za wami gigantyczne przedsięwzięcie na wielu płaszczyznach, w tym zwłaszcza tej finansowej. Samo wygranie przetargu to bajońska kwota, a gdzie pozostałe koszty? - Zgadza się, nie było to łatwe. Z Andrzejem Wasilewskim postanowiliśmy, że walczymy i chcemy to wygrać. Ustaliliśmy budżety, jakie powinniśmy położyć na stole w przetargu, aby zagwarantować sobie walkę w Rzeszowie. Nie ukrywajmy, to było ważne dla Polski, dla Rzeszowa i dla samego Łukasza, aby ta walka odbyła się w jego "domu", przecież góra dwa kilometry stąd mieszka. Wszystko zostało bardzo dobrze przygotowane, ale było wyzwaniem. Nawet wczoraj i dzisiaj było dużo rzeczy, które wymagały dopięcia. Fajnie, że przyszło wielu ludzi, mimo dużych problemów, bo nie mieliśmy swojej areny. Przez to nie mogliśmy podjąć siedem tysięcy kibiców, tylko trzy tysiące. Słowem dużo problemów przez ostatnich kilka tygodni, ale cieszymy się bardzo, że wygraliśmy przetarg z Eddiem Hearnem, czyli jednym z największym obecnie promotorów bokserskich na świecie. Udało nam się przeprowadzić porządną galę, z bardzo fajnymi zawodnikami i teraz możemy świętować. CZYTAJ TAKŻE: Polak znowu mistrzem świata. Tomasz Adamek: styl ryzykowny, ale ludzie to kochają Powiedziałeś o pewnych perturbacjach. Czy były one aż tak poważne, by impreza w którymś momencie stanęła na włosku? - Nie było takiego zagrożenia, tylko chcieliśmy zorganizować galę w innym miejscu, w hali. Trudno... Wydarzyło się wiele takich tematów, które powodowały, że musieliśmy się jeszcze bardziej spiąć i popracować nad tym, aby wszystko przebiegło zgodnie z planem. Czyli optymalną lokalizacją byłoby Podpromie? Tam celowaliście? - Tak, bowiem jest to arena sportowa z większym zasięgiem. Ale już nie ma co nad tym myśleć, Łukasz wygrał, a publiczność naprawdę dopisała. Jesteśmy bardzo szczęśliwi. W naszych polskich warunkach, patrząc na to, jak wyglądają kontrakty z telewizją, "wykładka" takich pieniędzy kończy się tym, że z punktu widzenia organizatorów nie mówimy o imprezie dochodowej. Jakie zatem są dalsze plany względem Łukasza? - Oczywiście, to jest impreza, do której tak naprawdę trzeba dołożyć. Trzeba szukać sponsorów i nie jest łatwo spiąć budżet na poziomie praktycznie 3 milionów złotych. Mimo że mówimy o wydarzeniu międzynarodowym z transmisją do 40 krajów, to jednak brakuje sponsorów przy takich przedsięwzięciach. Dlatego w Polsce nie odbywa się dużo imprez tego kalibru. Potencjał oczywiście jest ogromny, ale brakuje jeszcze wsparcia finansowego. - Teraz wszystko zależy od Łukasza. Został mistrzem świata, niech się cieszy pasem i świętuje przez kilka tygodni, a później zobaczymy. Tak naprawdę wszystko zależy od niego: czy zakończymy karierę i będziemy się już tylko radować, czy pójdziemy dalej. Myślisz, że jest to w tej chwili jeden z realnych scenariuszy, że Łukasz - który dał się już poznać jako bardzo świadomy sportowiec, zdający sobie sprawę ze swojej metryki - wcieli w życie? - O to właśnie chodzi, Łukasz jest tak świadomy, że pozostawię mu tę decyzję. Niech to będzie jego osobista rozstrzygnięcie. Walka z Babiciem wyszła bardzo dobrze, praktycznie nie odniósł w niej żadnych obrażeń, więc dalej jest zawodnikiem niepokonanym, z 14. zwycięstwem przed czasem na 15 walk, który nie przyjął zbyt wielu ciosów. Lata oczywiście szczególnie nie premiują Łukasza, przy czym w wadze ciężkiej one tyle nie "ważą", a ponadto on w ogóle nie jest rozbitym zawodnikiem. Pod tym względem jest bardzo w porządku, natomiast same ciężkie treningi niewątpliwie niszczą organizm. Gdyby Łukasz powziął decyzję, że powiedzmy chciałby dać sobie szansę na jedną obronę pasa mistrzowskiego, byłbyś gotowy na kolejną finansową "dokładkę"? - Oczywiście. Ja jestem zwolennikiem, żeby nadal działać. Nie ma tutaj problemu, żeby Łukasza dalej wspierać i wciąż będę to robił. Jeśli tylko będzie chciał kontynuować swoją zwycięską ścieżkę, to ma we mnie stuprocentowe wsparcie. Rozmawiał Artur Gac, Interia