Po śmierci Stewarda w narożniku Władimira stanął Johnathon Banks. Po raz pierwszy, gdy naprzeciw Kliczki stanął Mariusz Wach. I choć pod koniec 2015 roku mistrz poległ w konfrontacji z Tysonem Furym, ten nie zrobił żadnych roszad w swoim zespole. Lewis przestrzega Joshuę przed zbytnią pewnością siebie, zwracając uwagę na determinację i motywację Kliczki. Zauważa przy tym jednak, że jeszcze większa szansa na odzyskanie korony byłaby właśnie ze Stewardem w narożniku. - Chcę tej wygranej dla siebie, ale również dla nieżyjącego Emanuela Stewarda, który kształtował mnie jako pięściarza i człowieka. Chyba nigdy wcześniej nie miałem tak dużej motywacji - mówił niedawno Kliczko. - Gdyby Emanuel nadal trenował Władimira, on być może cały czas pozostawałby na tronie. I byłby jeszcze lepszym zawodnikiem z każdym rokiem. Gdyby Steward nadal był jego szkoleniowcem, Kliczko byłby dla mnie wyraźnym faworytem. To dla niego była duża strata, kogoś takiego jak on naprawdę trudno zastąpić. Potrafił trenować zawodnika w różny sposób, w zależności od sytuacji. Przecież Kliczko ma większe doświadczenie niż trenujący go Banks. Czy będzie słuchał takiego trenera jak Banks? Ostatnio tego nie robił, choć Banks dawał mu trafne wskazówki. Tu dochodzi aspekt poważania i respektu. Być może jednak Kliczko ma ten szacunek do Johnathona i dlatego właśnie nadal go trzyma w drużynie - analizuje Lewis. Wielki Anglik mimo wszystko nie odmawia szans weteranowi. - Kiedy ja przegrałem z Hasimem Rahmanem, wszyscy mnie skreślali. Ja jednak nie myślałem w ten sposób. Ludzie mogą więc sądzić, że Kliczko jest skończony, ale on może mieć na ten temat inne zdanie. Może nas jeszcze zaskoczyć. Wszystko zależy od niego samego - stwierdził w zeszłym tygodniu.