Ledwo co znokautował Adama Kownackiego w 40 sekund. Teraz Kacper Meyna rozwozi paczki seniorom
- Wszystkich nas pilnowali ochroniarze. A na deser, gdy już znaleźliśmy się w hotelu, to również tam Adam Kownacki chciał się ze mną bić. W końcu, kilka godzin po walce, gdy było już nad ranem, w hotelowym holu przeprosił mnie, że emocje wzięły górę - mówi w rozmowie z Interią Kacper Meyna, sensacyjny pogromca Adama Kownackiego, którego znokautował w nieco ponad 40 sekund. A jak świętuje najcenniejszy triumf w karierze? - Jako że zbliża się Wielkanoc, rozwożę paczki z gminy Stężyca dla seniorów.
Artur Gac, Interia: Jeszcze kotłują się w tobie spore emocje?
Kacper Meyna, pogromca Adama Kownackiego: - Czuję, że wszystko już ze mnie zeszło. Odczuwałem adrenalinę przed walką, a wszystkie te kwestie, że faworytem jest Adam, a więc bodźce negatywne, dodatkowo mnie motywowały. Jak to powiedziano w Polsacie, Krystian (Każyszka, promotor zawodnika i organizator gali Kapeo Rocky Boxing Night w Koszalinie - przyp. AG) stworzył potwora.
Planowałeś po cichu, aby właśnie w taki sposób, w jaki Kownacki skończył Artura Szpilkę, ofensywie rzucić się na niego?
- To wyniknęło tylko i wyłącznie z wydarzeń w ringu. Z jednej strony spodziewałem się, że on się na mnie rzuci, ale nie sądziłem, że mam aż tak mocny cios. Już lewym sierpem go naruszyłem, wtedy klinczował i tam się szarpaliśmy, po czym znów się rzucił. Wtedy wystrzeliłem akcją lewy-prawy, po której już miałem go w narożniku, a wkrótce potem nastąpił koniec roboty.
Jak to w takich przypadkach bywa, niektórzy poddawali w wątpliwość decyzję sędziego ringowego Leszka Jankowiaka, że nie dał Kownackiemu szansy, aby się odrodził i być może w chaotycznej obronie zranił cię "rzuconym" ciosem. A może stoisz na stanowisku, że była to jedyna rozsądna decyzja?
- Dla mnie mógłby go jeszcze puścić do kontynuowania, tylko że wtedy nie wyszedłby z ringu o własnych siłach, tylko na noszach. Widziałem doskonale, że po dwóch ciosach sierpowych zaczął pływać na nogach, oczy już "zniknęły" i tylko opierał się na narożniku, żeby się nie wywrócić. Z tego punktu widzenia, aby nie pozwolić mi go dobić, decyzja była dobra.
W boksie sędzia nie ma technologii VAR, żeby zweryfikować sobie, ile w ataku ciosów dosięgło celu. I faktem jest, co pokazały powtórki, że kilka uderzeń przestrzeliłeś, ale ewidentnie było widać po tych dwóch sierpach, że w poczynaniach Adama nie ma aktywnej obrony.
- Z tego, co sam obejrzałem, faktycznie trzy mocne ciosy nie doszły, ale reszta - około ośmiu - już doszły celu. Z mojej perspektywy już ciężko było z Kownackiego głową, dlatego sędzia działał w jego interesie, aby nie skończyło się dla niego gorzej.
Po walce Kownackiemu i jego otoczeniu miały udzielić się spore emocje, wypowiedziane zostały także wulgarne słowa. Gdy emocje już opadły, czy ze strony Adama pojawiła się refleksja i usłyszałeś przeprosiny?
- Już na ringu ktoś od niego powiedział do mnie "szmata", później poszliśmy na badania antydopingowe, gdzie jeszcze chciał się ze mną bić. Odpowiedziałem mu: "siadaj, gościu. Ja tobie daję przybić piątkę, a ty chcesz się ze mną bić?". Usiadł i wtedy też wypowiedział do mnie jedno wulgarne słowo, bodaj również "szmata". Wszystkich nas pilnowali tam ochroniarze. A na deser, gdy już znaleźliśmy się w hotelu, to również tam jeszcze chciał się ze mną bić. W końcu, kilka godzin po walce, gdy było już nad ranem, w hotelowym holu przeprosił mnie, że emocje wzięły górę i tak dalej...
Odebrałeś ten gest jako szczery i wszystko, co było, puściłeś w niepamięć?
- Szczerze mówiąc nie wiem, czy były szczere. Prawdę mówiąc te jego wyzwiska miałem głęboko, po prostu wykonałem swoją robotę i "do widzenia". Dokładnie powiedział właśnie coś takiego, że przeprasza, a górę wzięły emocje.
To dobrze, że na końcu się zreflektował i zrehabilitował.
- Niby tak, choć osoby z jego teamu wylały takie g***, że to nie mieści się w głowie. Kwestionowanie rękawic, później mówienie, że zobaczymy, co wyjdzie z antydopingiem. Ble, ble, ble... A jakby było mało, to jeszcze kobieta Adama zaatakowała moją kobietę i prawie się "klepali", ale jakoś z tego wyszli i na szczęście nie doszło do rękoczynów. A jeszcze "urodził" się Knyba (Damian Knyba, pięściarz wagi ciężkiej - przyp. AG), który też chciał się bić, a później niby że już podpisał kontrakt na naszą walkę.
Czyli choć walka w ringu szybko dobiegła końca, to później musiałeś być czujny, bo z każdej strony coś mogło się wydarzyć.
- W szatni powiedziałem do cutmana, żeby szybko ściągnął mi tejpy, żeby w razie "w" dokończyć pierwszą rundę (śmiech).
Czy macie już z promotorem plan na kolejną walkę? Chcesz wrócić na ring szybko, a może potrzebujesz przerwy?
- Ja chciałbym już w czerwcu, ale Krystian się obawia, że hala w Karlinie może okazać się za mała na moich kibiców.
Promotorowi Krystianowi Każyszce zamarzyła się walka z Łukaszem Różańskim, mistrzem świata WBC kategorii bridger, ale widać wyraźnie, że plany pięściarza z Podkarpacia zakładają medialne i kasowe starcie, aby wycisnąć maksimum z posiadanego trofeum. Zatem musicie obrać chyba inny kierunek.
- Pewnie tak. A Różański jest już trochę wiekowy, a już na pewno o wiele starszy ode mnie, więc co by to było, jakby po drodze młody Kacper Meyna go pokonał.
Bardzo dużo złapałeś dodatkowej pewności siebie.
- Pewność jest zawsze. Ale taka jest prawda, że gdyby Łukasz ze mną przegrał, to wtedy jest po jego karierze. Zepsułem już karierę Kownackiemu, więc nie wiem, czy byłoby im po drodze z taką ewentualnością, że teraz mógłbym Różańskiemu.
Nigdzie nie wyjechałeś po tej wygranej choćby na krótkie wakacje?
- Nie, odwiedzam moich trenerów, rodzinę i kibiców. I trochę też działam społecznie.
A co takiego robisz społecznie?
- Teraz, jako że zbliża się Wielkanoc, rozwożę paczki z gminy Stężyca dla seniorów.
Piękna sprawa. Zawsze tak się udzielałeś?
- Teraz pierwszy raz to robię, a zgłosiłem się na ochotnika. A dodatkowo aktualnie prowadzę zbiórkę na Milana Meynę, 2-letniego synka mojego kuzyna, który ma nowotwór w głowie. Jest po pierwszej operacji, a teraz zbierają na kolejną zagranicą, bo w Polsce nikt nie chce się podjąć drugiej. Wystawiłem swoje spodenki bokserskie, na razie kwota urosła do 3800 złotych.
Całkiem sporo, ale rozumiem, że potrzebna jest ogromna suma.
- Z tego, co pamiętam, chyba niecałe dwa miliony złotych. Ale działam też przy straży pożarnej w Gołubiu, tam również już zaczęli robić czelendże, typu każdy zrzuca się po 50 złotych za dziesięć pompek. I choćby dzięki temu nasza OSP zebrała już 1000 złotych.
Seniorzy, do których jeździsz z darami, dobrze cię kojarzą?
- Oczywiście, bo robię to w swojej miejscowości, więc praktycznie każdy mnie zna. Ludzie oglądali mnie w telewizji i ci, którzy jeszcze nie mają problemów z pamięcią, kojarzą twarz.
Coś ciekawego usłyszałeś od któregoś z seniorów?
- Tak, jeden pan mi przepowiedział, że zostanę mistrzem świata.
Przypomniał mi się głośny filmik z Arturem Szpilką, któremu mistrzostwo przepowiadał Lennox Lewis o ile wysłucha jego wskazówek, ale wtedy Artur... odszedł.
- Haha, kojarzę! U mnie nic takiego nie było, starszy pan nie dawał żadnych wskazówek.