- Na pewno jestem bardzo szczęśliwa z tego, co osiągnęłam. Chciałam więcej, ale obiecuję, że za cztery lata wrócę na igrzyska olimpijskie i przywiozę złoto - obwieściła niedługo po olimpijskim finale Julia Szeremeta, zdobywczyni srebrnego medalu w kat. 57 kg na igrzyskach olimpijskich w Paryżu. Polka w boju o złoty medal musiała uznać wyższość rywalki z Tajwanu, Lin Yu-ting. Przeciwniczka Polki bardzo wysoko zawiesiła poprzeczkę. Tak wysoko, że - powiedzmy to wprost - Julia w tej walce nie miała atutów, którymi mogła przeciwstawić się wielu walorom po stronie przeciwniczki. Tomasz Dylak: Opinia publiczna jest w cudzysłowie "okłamywana" Temat fachowym okiem wyczerpał w rozmowie z Interią były świetny pięściarz tej samej kategorii wagowej, czyli piórkowej, Krzysztof Kosedowski. Również medalista olimpijski, który stanął na najniższym stopniu podium podczas igrzysk w Moskwie w 1980 roku. - Do tej pory miała przeciwniczki, które inaczej boksowały, chciały się z nią bić. A tutaj technika, dobra praca nóg, duży zasięg ramion, rywalka wyprzedzała ciosy Julki, więc na pewno miała zdecydowanie trudniej. Julia lepiej potrafi boksować z zawodniczkami, które idą, atakują i szukają wojny w półdystansie, a jak ma już dziewczynę, która boksuje z dystansu, z kontry i potrafi zaskoczyć przejściem do szybkiego ataku, to sprawia jej to kłopoty - wyłuskał najważniejsze detale 63-latek. Sztab Julii Szeremety w najbliższym czasie będzie podejmował ważne decyzje. Jedna z nich dotyczy tego, jak zaprojektować ścieżkę kariery do kolejnych igrzysk, które w 2028 roku odbędą się w Los Angeles. Bo o tym, że zarówno pięściarka klubu Paco Lublin, jak również jej trenerzy, celują w start w Stanach Zjednoczonych, już doskonale wiemy i nie ma tu cienia wątpliwości. Natomiast obecne przepisy dają możliwość, by zawodniczka przeszła do boksu zawodowego i, ze statusem "profesjonała", w dalszym ciągu ubiegała się o start na najbardziej prestiżowej imprezie sportowej świata. - Natomiast boks olimpijski jest zgoła inny. Tu przyjeżdżasz na zawody i nie wiesz, kogo wylosujesz. Droga jest bardzo ciężka, walczysz z najlepszymi na świecie. Widziałem bardzo dużo sparingów, na których najlepszy zawodnik z boksu zawodowego w Polsce boksował z zawodnikiem z boksu olimpijskiego, a zdarzało się to także u dziewczyn, i sparingi nie wyglądały tak, jak myślałaby opinia publiczna - wyjawił szkoleniowiec. Tyle tytułem wstępu, bo okazuje się, że mimo jasnego poglądu na zasadnicze różnice, szkoleniowiec chce, by takie, strategiczne decyzje, zapadały w szerszym gronie. I poparte były wypracowanym stanowiskiem, a nie "chciejstwem" jednej ze stron. - Ja nigdy nie zamykam żadnej z dróg. I nigdy nie mówię definitywnie, że czegoś nie będzie, ponieważ życie jest przewrotne. Moja ambicja pcha mnie do tego, aby iść w stronę igrzysk olimpijskich i spełniania marzeń swoich oraz Julki, ale wiem o tym, że można równie dobrze łączyć boks olimpijski z zawodowym. I kto wie, to wszystko zależy od propozycji oraz takiego poukładania planów startowych, aby dzięki temu Julka stawała się lepsza. Gdyby przykładowo miało być tak, że przez 2,5 roku łączymy oba boksy, a przez półtora byłaby koncentracja wyłącznie na boksowaniu olimpijskim, można by to było zrobić. Wymaga to jednak rozmowy z prezesami Polskiego Związku Bokserskiego, którzy wspierają nas od początku. I na pewno nie zrobimy nic za ich plecami, ponieważ jestem bardzo lojalną osobą - wyłożył bardzo drobiazgowo złożoność sprawy szkoleniowiec kadry kobiet. Trener o Julii Szeremecie: Życie i świat może ją skrzywdzić W rozmowie z trenerem wróciłem jeszcze do sprawy, który momentami potrafiła nawet przyćmić samą rywalizację sportową, czyli kwestionowanie kobiecości u finałowej rywalki Szeremety, Tajwanki Lin Yu-ting. Wciąż potrzebne są mocne dowody, aby wydać sprawiedliwy werdykt, niemniej w okresie oczekiwania na walkę o złoto na profilu naszej pięściarki w mediach społecznościowych pojawiły się dosadne treści. Konkretne rzecz ujmując memy, który wprost dawały do zrozumienia, że 20-latka jest ostatnią kobietą z szansami na złoty medal w tej kategorii wagowej. Treści dość szybko zniknęły, ale zanim to się stało, opinia publiczna zdążyła je powielić i zaczęły żyć swoim życiem. Od Julii dowiedzieliśmy się, że to na polecenie trenera materiały zniknęły, a jej profil prowadziła osoba trzecia. Dlatego wprost zapytałem szkoleniowca, czy bardzo się wściekł, gdy zobaczył to podgrzewanie atmosfery i emocji w takim stylu. - Tak, oczywiście, bo ja dbam o to wszystko. Z jednej strony to był mój błąd, bo kazałem Julce odciąć się od mediów społecznościowych. I przejęła nad tym kontrolę jej koleżanka, która miała wszystko udostępniać. I przez to, nie patrząc co udostępnia, puściła wszystko. Zobaczyłem, co zostało pokazane i po pół godzinie to zostało usunięte. Ale niestety, coś co zostaje pokazane w internecie, już nie ginie - odsłonił kulisy Dylak. Artur Gac, Paryż