- Mamy mnóstwo zastrzeżeń, jak to wszystko zostało zorganizowane - powiedział na antenie TVN 24 Marcin Śmigaj, wujek zmarłego Kuby Moczyka. Wyliczanie uwag rozpoczął od rywala. - Kubie dwukrotnie zmieniono przeciwnika. O tym zawodniku, z którym walczył, dowiedział się na minutę przed walką. A jako debiutant miał walczyć z zawodnikiem, który ma nie więcej niż jedną, dwie walki na koncie. Zaraz po pojedynku okazało się, że ten chłopak ma niby siedem pojedynków, a teraz docierają do nas informacje, że tak naprawdę miał w dorobku już 20 walk. W tej sytuacji Kuba walczył praktycznie z doświadczonym zawodnikiem. Tę informację jeszcze będę potwierdzał - powiedział wujek zmarłego pięściarza. Kolejną sprawą, na którą zwrócił uwagę, było naruszenie względów bezpieczeństwa: - Kuba, jak przystało na stawiającego pierwsze kroki debiutanta, powinien walczyć w kasku. Dlaczego organizator nie dopilnował tego, żeby obaj zawodnicy mieli na głowach kaski ochronne? - zastanawia się Marcin Śmigaj. Wujkowi Kuby Moczyka nie mieści się w głowie fakt, że sędzia pojedynku był jednocześnie trenerem oponenta Kuby: - Dochodziło do kuriozalnych sytuacji, jak ta w drugiej rundzie, gdy Kuba naprawdę mocno obijał rywal, a ten dwukrotnie wychylał się przez liny i wymiotował. Dopiero za drugim razem został wyliczony, ale tylko do pięciu, po czym sędzia go poklepał i coś do niego powiedział - relacjonuje. - Ponadto rozmawiałem z obecnym na miejscu kolegą Kuby, który powiedział mi, że słyszał, jak przeciwnik krzyczał do sędziego, a zarazem swojego trenera, oraz innych osób w swoim narożniku, że ma już dosyć i nie chce walczyć. Czyli praktycznie został zmuszony do tego, żeby tę walkę kontynuować - nie może pojąć Marcin Śmigaj.