Walkę "Żelaznego" z Jonesem jr przyjęto w Stanach Zjednoczonych dobrze - jako miłe wspomnienie i możliwość zobaczenia w akcji dwóch byłych megagwiazd boksu. Większość kolegów po piórze była zaskoczona, że bokserzy wytrzymali przyzwoite, jak na panów po pięćdziesiątce, tempo i i chwalili agresję Tysona. Większość chwaliła też "dobrą zabawę", ale z jednym zastrzeżeniem: niech Tyson czy inni z byłych championów wychodzą na ring, ale tylko przeciwko mającym karierę za sobą rówieśnikom. Walki na serio, z solidnymi rywalami - o tym nikt nie chce nawet słyszeć. Na pierwszym miejscu wśród kolejnych rywali Mike’a jest 58-letni Evander Holyfield. "Mogę z nim walczyć, ale nie mniej niż za 25 milionów dolarów. I to on musi do mnie zadzwonić, a nie ja do niego - w końcu pokonałem go dwa razy" - mówi Holyfield, już wcześniej wymieniany jako kolejny przeciwnik "Żelaznego". Ci, którzy zapytają "jaki kolejny, to nie koniec?" chyba nie słyszeli zapewnień Tysona po remisie z Jonesem jr. "Czuję się znakomicie, dopiero się rozkręcam. Z każdą następną walką, z każdym następnym obozem treningowym będę coraz lepszy. Dlaczego mam jeszcze nie walczyć?" - pytał 54-letni pięściarz po remisie podczas gali w Los Angeles. Walka z Holyfieldem wydawała się dla niego czymś naturalnym, kiedy w wywiadzie udzielonym kilka tygodni temu, Mike powiedział: "Trzecia bitka z Evanderem miałaby sens, gdybyśmy mogli się sensownie dogadać. Jakby kibice tego chcieli, to ja jestem za". Słowa "sensownie dogadać" pewnie dotyczyły tych 25 milionów wymienionych przez Holyfielda. Bardzo wysokie, bo patrząc na ostatnie problemy finansowe - splajtowała jego firma promotorska, więc znacznie mniej niż 25 milionów też by się bardzo Holyfieldowi przydało. Wygląda na to, że chętnych może przybywać, a "Real Deal" będzie się musiał ustawić w długiej kolejce kandydatów do zarobienia kilku milionów.Cały artykuł można przeczytać na polsatsport.plPrzemysław Garczarczyk z USA, Polsat Sport