Takiej historii, ubranej w konkretne wydarzenia, w polskim boksie już dawno nie było. - Jadę na spotkanie, po którym się odezwę. To będzie wiadomość - poinformował nas Krzysztof Zimnoch, po czym wsiadł w pociąg i udał się do Warszawy. Na neutralnym gruncie, w jednej z galerii handlowych, 35-latek spotkał się z tajemniczymi nieznajomymi. - Twierdzili, że reprezentują interesy Artura Szpilki i zaproponowali mi z nim walkę. Zgodziłem się - na gorąco zrelacjonował pięściarz. Mężczyźni bez nazwisk, wielka kasa i Zimnoch W drodze powrotnej do Białegostoku przyszedł czas na bardziej szczegółową rozmowę z Zimnochem. - Zjawiło się dwóch mężczyzn, którzy nie ujawnili się z nazwiska, tylko poznałem ich imiona: Tomek i Rafał. Przedstawili mi plan na zorganizowanie walki pomiędzy mną i Arturem, którego, jak twierdzili, są przedstawicielami. Pojedynek miałby odbyć się we wrześniu w Krakowie lub w Gliwicach, ale nie mam pojęcia, na czyjej gali. Powiedzieli mi tylko wprost, że są osobami decyzyjnymi, jeśli chodzi o Artura - opowiada sportowiec. Na zadane przez Zimnocha pytanie, co z Andrzejem Wasilewskim, czyli promotorem Szpilki, mieli odpowiedź. - Usłyszałem: "Tym się nie przejmuj. My chcielibyśmy tylko wiedzieć od ciebie, jaki jest twój status, czy masz jakiegoś promotora". Więc objaśniłem im wszystko, że jestem wolnym strzelcem, bez kontraktu z kimkolwiek - relacjonuje pięściarz. Zimnoch wyraźnie zakomunikował, że jest "na tak", zwłaszcza że pojawił się temat zarobienia ogromnych pieniędzy. - Rzuciłem wysoką, wręcz bardzo wysoką cenę. Powiedzieli, że przemyślą i się odezwą. Zobaczymy co z tego wyjdzie - dodaje Zimnoch. Jaka to kwota? Można tylko domniemywać, podpierając się informacjami z innych źródeł. Jak mówią nam dwie osoby ze środowiska, żądania Krzysztofa Zimnocha - gdy mowa o tzw. medialnej walce na polskim podwórku - "orbitują w okolicach stratosfery". Od znanego promotora usłyszeliśmy, że jakiś czas temu za pojedynek miał oczekiwać pół miliona złotych. Z kolei inny promotor twierdzi, że pięściarz przed kilkoma laty w rozmowie z nim miał zażądać gaży na poziomie... 3 mln zł. Ryzyko z "przedstawicielami Szpilki" Dociekaliśmy w rozmowie z Zimnochem, czy z uwagi na animozje ze Szpilką czuł obawy przed takim spotkaniem, dopuszczając myśl, że pod przykrywką "biznesów" coś może mu grozić? - Nigdy wcześniej o tej dwójce mężczyzn nie słyszałem, ani ich nie widziałem. Dlatego oczywistym jest, że podszedłem do tego spotkania ostrożnie i umówiłem się z nimi w miejscu publicznym, w galerii, aby zminimalizować jakiekolwiek ryzyko. Słysząc, że są przedstawicielami Szpilki, byłem przygotowany na wszystko. To jakaś dziwna sytuacja, sam do końca nie wiem, o co chodzi - zaznacza. Białostoczanin ocenia po spotkaniu, że mężczyźni wywarli na nim bardzo pozytywne wrażenie. Innymi słowy, po ich sposobie zachowania odrzucił myśl, że może siedzieć przy stole z "przebierańcami". - Miałem do czynienia już z różnymi ludźmi, z różnymi promotorami, i na ich tle wypadli jak najbardziej wiarygodnie. Odniosłem wrażenie, że po walce będę bardzo bogaty, zarabiając rekordową gażę - przekonuje pięściarz. Zimnoch, starający się patrzeć na to wszystko chłodnym okiem, sam do końca nie ma pojęcia, jak takie przedsięwzięcie w praktyce miałoby dojść do skutku. Pięściarz nie wyklucza "chytrego" scenariusza, że to któryś z promotorów postanowił wysłać swoich ludzi, by ci wybadali grunt pod ewentualną walkę ze Szpilką. Szpilka: Nie odkopujemy trupów z ziemi Zadzwoniliśmy do "Szpili". Ten, słysząc od nas rewelacje o swoich przedstawicielach, którzy mieli kontaktować się z Zimnochem, głośno się zaśmiał. - Broń Boże. Wątpię, bo jedyną osobą, która mogłaby to zrobić, jest Andrzej Wasilewski. Ja nie mam żadnych przedstawicieli - tłumaczy były pretendent do tytuł mistrza świata. I dodaje jeszcze coś: - Nie ma możliwości, żeby Zimnoch stoczył ze mną jakąkolwiek walkę. Nie odkopujemy trupów z ziemi - zawyrokował Szpilka. Wasilewski, który kilka dni temu dał się wypuścić i napisał na Twitterze, jakoby Mateusz Borek "romansował" z Zimnochem na temat pożegnalnego pojedynku z Tomaszem Adamkiem, też oddala od siebie jakiekolwiek domysły. Dziennikarz Polsatu i promotor boksu zdementował te informacje, co uwiarygodnił sam Zimnoch. Pięściarz wprost powiedział, że to on sam "wprosił" się na galę szefa MB Promotions do Radomia, ale nawet tam nie doszło między nimi do żadnych rozmów, o pertraktacjach przez telefon nawet nie wspominając. Promotor Szpilki zdecydowanie zaprzecza, by miał w tej chwili dążyć do "odgrzania" emocji, jakie kilka lat temu wywoływał pojedynek mocno poróżnionych Zimnocha ze Szpilką. - Od dłuższego czasu nie miałem żadnego kontaktu z Krzyśkiem, osobiście ani przez żadną z osób trzecich. Nikt nie mówi o takiej walce, nawet nikt o niej nie myśli. Ostatnią rozmowę z nim na ten temat miałem parę lat temu - twierdzi szef KnockOut Promotions. Wielkie oczy robi także Dariusz Michalczewski, który 30 marca zadebiutuje na polskim rynku bokserskim galą w Ergo Arenie. Znakomity przed laty pięściarz, były mistrz świata, przyznaje, że pod koniec roku planuje zorganizować galę w Gliwicach lub w Krakowie, ale nic nie wie o rzekomej walce Szpilki z Zimnochem w tym terminie. - Nie znam tego tematu, dotąd nikt mi o tym nie mówił. Jesteś pierwszą osobą - zapewnia Michalczewski i dodaje: - Przecież czegoś takiego nie zrobiłbym bez zgody promotora Szpilki, a nie wiem, jaka jest sytuacja z Zimnochem. Nikomu nie będę kradł zawodników, nie tędy droga. Jednak ja zawsze jestem otwarty na takie przedsięwzięcia, na wszystko można się dogadać, ale chcę jeszcze raz zaznaczyć, że słyszę o tym po raz pierwszy. W ciągu tygodnia mają się odezwać 35-letni Zimnoch, tyle z zaciekawieniem, co z wątpliwościami oczekuje na dalszy bieg wydarzeń. Wkrótce wiele powinno się wyjaśnić, a przynajmniej takie otrzymał zapewnienie. - Na razie sam zachodzę w głowę, o co tu chodzi? Na ile to jest realne? Biorę sobie na wstrzymanie, ale sprawiali wrażenie bardzo poważnych, elokwentnie wysławiających się facetów na wysokim poziomie intelektualnym. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Teraz w ciągu tygodnia, po rozmowach ze wspólnikami, mają się do mnie odezwać - informuje pięściarz z Białegostoku. Zawodnik widzi szansę, że po ostatniej bolesnej porażce przez nokaut, poniesionej we wrześniu 2017 roku z Joeyem Abellem, może zarobić bajońską sumę pieniędzy. Artur Gac