Pochodzący z Wałcza Głowacki jest byłym mistrzem świata WBO. Tytuł wywalczył w 2015 roku, pokonując w wielkim stylu Niemca Marca Hucka. W pierwszej obronie pasa wygrał z Amerykaninem Steve’em Cunninghamem. Trofeum stracił po porażce z Ukraińcem Ołeksandrem Usykiem, mistrzem olimpijskim z Londynu. - O sukcesach ringowych mogę myśleć po spełnieniu co najmniej dwóch warunków, a chodzi o ciężką pracę na treningach i poukładane sprawy osobiste. Ciężkiej roboty, w sporcie i poza nim, nigdy się nie obawiałem i nie unikałem, a w domu wszystko się ułożyło. Najgorzej było w trakcie rozwodu, w ogóle nie mogłem skoncentrować się na boksie. Osobna sprawa to moje zdrowie, wiele razy wychodziłem do walk z rozmaitymi kontuzjami, ale dawałem radę - stwierdził Głowacki. 32-letni pięściarz podkreśla, że ceni charakternych i pracowitych bokserów. Jednym z nich jest zawodowy górnik Robert Talarek, który 27 października wystąpi na gali Tomasza Babilońskiego w kopalni soli w Wieliczce. Głowacki trzykrotnie boksował na tej imprezie, 125 metrów pod ziemią. - Niesamowitym przeżyciem były występy pod ziemią w Wieliczce czy na gali plenerowej w amfiteatrze w Międzyzdrojach. To coś innego niż pojedynek w hali czy na stadionie. Imponuje mi Robert Talarek, który na co dzień pracuje w kopalni, a znajduje jeszcze siłę na treningi i przygotowania. Wielki szacunek dla niego i wierzę, że zwycięży w Wieliczce w walce z amerykańskim żołnierzem Johnem Rene - dodał. Do 26 października Głowacki trenować będzie w Warszawie, a dwa tygodnie przed potyczką z Własowem udaje się do USA. - Tym razem do Wieliczki nie przyjadę, ale za rok postaram się po raz kolejny zjawić na podziemnej gali. W roli gościa, nie zawodnika, bo liczę, że wtedy będę przed finałem WBSS. Ten turniej dla mnie to walka o powrót na wysoki sportowy poziom, z którego spadłem, walka o mistrzowskie pasy, ale też przyszłość moją i całej rodziny, bo do wygrania jest kilka milionów dolarów - podkreślił. Ale zanim dojdzie do finału, Głowacki musi pokonać dwóch rywali. Pierwszym będzie pochodzący z Samary jego rówieśnik Własow, mający na koncie 42 zwycięstwa i dwie porażki. Polak legitymuje się rekordem 30-1. - Wspólnie z trenerem Fiodorem Łapinem oglądaliśmy i analizowaliśmy jego walki, a następnie na treningach ćwiczyliśmy różne akcje. Ofensywne i obronne - konkretnie pod tego rywala. Również w domu dodatkowo obejrzałem inne jego występy. Ma niewygodny styl, różnicuje ciosy, ale jeśli nie pozwolę mu na jego grę, na takie "pykanie", to wygram. Oczywiście może ze swoim sztabem wymyślił coś nowego, ale i ja deklaruję, że "Główka" do swojego boksu dołoży coś ekstra i wróci jako zwycięzca z Ameryki - powiedział Głowacki. Dla niego to będzie piąta walka od porażki z Usykiem. W 2017 roku wygrał dwie walki, w tym sezonie też dwie, choć miał kryzysy, jak w pojedynku z Ukraińcem Serhijem Radczenką, który posłał go na "deski". Głowacki jest jednak na tyle mocnym i doświadczonym bokserem, że wychodzi z różnych opresji. - Przed walką z Radczenką wmawiałem sobie, że łatwo go pokonam, bowiem pamiętałem go ze wspólnych sparingów. Zajęty byłem rozwodem, a nie myślałem o sparingach, nie oglądałem walk rywala, nie słuchałem co mówił trener Fiodor Łapin. Na szczęście najgorszy okres mam za sobą. Własowa na pewno nie zlekceważę. Wiem o co toczyć się będzie walka - zapowiedział jeden z najlepszych obecnie polskich pięściarzy. Odkrywcą talentu Głowackiego był promotor Babiloński. W czasach amatorskich występował w jego klubie Tom Boxing Team, a potem razem przeszli długą drogę w boksie zawodowym, wspólnie także z Andrzejem Wasilewskim.