Polak wygrał na punkty, choć przez większość walki Amerykanin był w sporych opałach. W drugiej, dziesiątej i dwunastej rundzie leżał na deskach, ale dotrwał do końca pojedynku. Sędziowie nie mieli problemy z wyborem lepszego i zdecydowanie punktowali na korzyść Polaka. - Plan był prosty, od początku trafiać moją lewą ręką. I trafiałem z pełną parą - powiedział tuż po ogłoszeniu werdyktu zadowolony Krzysztof Głowacki (26-0, 16 KO), który pokonując po kolejnej widowiskowej wojnie Steve'a Cunninghama (28-8-1, 13 KO) obronił po raz pierwszy tytuł mistrza świata kategorii junior ciężkiej według federacji WBO. - Kiedy spotkałem się z Marco Huckiem, nie mogłem bić z całych sił przez kontuzję. Teraz wszystko zaleczyłem i było znacznie lepiej. Siła i precyzja to zawsze był mój znak firmowy. Kibice motywowali mnie bardzo mocno przez całą walkę. Chciałem im więc dać jak najwięcej. Dziękuję każdemu, kto przybył do hali i mnie dopingował - kontynuował pięściarz z Wałcza. - Nie wiem co teraz, moi promotorzy zdecydują, kto będzie moim kolejnym rywalem. Ale mogę was zapewnić, że zrobię sobie krótką przerwę i wracam na salę - dodał Głowacki. Tymczasem w rozmowie z portalem ringpolska.pl Głowacki zdradził, że przed walką nie czuł się zbyt dobrze. - Nikt nie powiedział, że będzie łatwo. Trzy tygodnie przed walką dostałem ostrego zapalenia oskrzeli, leżałem w łóżku przez cały tydzień, było ciężko - wyjawił "Główka".