Nazywany "Haitańską Pokusą" Al Sands miał straszyć przede wszystkim imponującym bilansem walk (20 zwycięstw, w tym 18 przed czasem), o czym przed walką świadczyły słowa między innymi trenera Andrzeja Gmitruka na antenie TVP Sport. - Al Sands moim skromnym zdaniem nie jest zawodnikiem, który powinien zagrozić Włodarczykowi w jakimkolwiek momencie tej walki. Ma dobre warunki fizyczne, ale parę razy już siedział na deskach, szczególnie w ostatniej walce przegranej przed czasem. W podobnym tonie wypowiadał się kolega po fachu "Diablo" Mateusz Masternak, twierdząc że Sands może utrudnić życie Polakowi tylko pracą na nogach, ale nie dostrzegał większego zagrożenia. I obaj mieli stuprocentową rację. Włodarczyk rozpoczął walkę w swoim stylu, nie rzucając się do szalonego ataku, tylko rozpoznając poczynania mającego trochę problemów koordynacyjnych rywala. Natomiast, gdy tylko chciał, był w stanie ulokować precyzyjny lewy prosty między gardą, a po chwili wystrzelił lewym podbródkowym. Spektakularny koniec przyszedł już w drugiej rundzie. Urodzony na Haiti pięściarz amerykański nagle przyjął niepozorny lewy prosty, po którym niespodziewanie padł na deski i był liczony. Wprawdzie na chwilę się podniósł, ale nie miał ochoty dalej rywalizować z Włodarczykiem. Być może Sands nabawił się kontuzji, bo z nosa zaczęła mu obficie płynąć krew. - Rywal powiedział do mnie: "co za cios prosty". Powiem też, że przeciwnik nie grzeszył siłą - przyznał szczerze "Diablo" tuż po werdykcie na antenie TVP Sport, po czym dodał: - Mam nadzieję, że ci kibice, którzy we mnie wierzyli, nadal we mnie wierzą. AG