Pierwszy między linami pojawił się Amerykanin. Tuż po nim Polak. Obaj wyglądali na pewnych siebie i palących się do wyprowadzenia pierwszej bomby. Na trybunach Barclays Center słychać było naszych kibiców, którzy od lat podążają za Adamem na te większe, ale początkowo również na mniejsze walki. Gdy zabrzmiał pierwszy gong, Kownacki od razu ruszył na przeciwnika i uderzył mocnym prawym na dół. Zresztą skupił się przede wszystkim na ciosach na korpus i dopiero po nich atakował na górę. Martin po dwóch minutach zaczął oddawać, ale pierwszą rundę oddał. Na początku drugiej to on szukał dla odmiany mocnych akcji na dół, ale Polak skracał dystans. Nasz "Babyface" trafił lewym sierpowym i od razu ponowił akcję dłuższą serią z obu rąk. Po sześciu minutach nie była to wyraźna przewaga, ale na kartach powinno być 20:18 na korzyść naszego rodaka. W trzecim starciu Martin starał się spychać Kownackiego na liny, by zabrać mu miejsce. Był to mniej ciekawy fragment, ale osiem kilogramów cięższy Polak nie dawał się wcale przepychać i wciąż nieznacznie przeważał. Po przerwie Kownacki ostrzej natarł. Najpierw zrobił sobie miejsce mocnymi ciosami na korpus, trafił w końcu mocnym prawym krzyżowym i natychmiast rzucił się na rywala, zasypując go bombami z obu rąk. Martin szybko sklinczował i już w końcówce tego odcinka doszedł do siebie. Dawny czempion lepiej rozpoczął piątą rundę, dwukrotnie łapiąc Kownackiego kontrą lewą ręką. Potem wszystko zaczęło wracać do normy. Na starcie szóstej rundy obaj trafili swoją mocniejszą ręką, a w połowie rozgorzała niezła wymiana ciosów na środku ringu. Najlepsza dla kibiców, ale i najrówniejsza runda. Siódmą rundę sędziowie śmiało mogli przyznać Amerykaninowi. Co prawda bił rzadziej, ale celniej. A bił mocno. Nie robiło to może wrażenia na Kownackim, lecz na sędziach mogło... Zresztą Polak został mocno potraktowany w narożniku i po przerwie zaatakował. Obaj byli już mocno zmęczeni i po zrywie odpoczywali. Pierwsza połowa dla Adama, końcówkę lepiej zaakcentował Martin. Runda więc mogła pójść w obie strony. W końcu po słabszych dwóch poprzednich starciach Kownacki wrócił lepszą dziewiątą odsłoną. Martin trafił kilka razy, jednak inicjatywa należała do Polaka. Niesamowity był finisz. Kownacki zaczął mocnym prawym krzyżowym, po którym poprawił lewym sierpem. Przez ponad minutę przeważał, ale wtedy Martin zranił go lewym hakiem pod prawy łokieć. Amerykanin trafił też lewym sierpowym i wydawało się, że Adam "pływa". Gdy nad Kownackim zawisło widmo porażki, Polak wrócił świetnym prawym sierpowym i teraz to Amerykanin ratował się klinczem. I do ostatniej sekund obaj wymieniali na zmęczeniu bomby bite z całej siły. Gdy zabrzmiał więc ostatni gong, kibice nagrodzili ich gromkimi brawami. Sędziowie punktowali jednogłośnie - wszyscy zgodnie 96:94 na korzyść naszego wojownika.