Na trybunach ESPRIT areny w Dusseldorfie zasiadło 51 tysięcy widzów. W przeważającej większości byli to fani aktualnego mistrza świata, o czym dotkliwie przekonał się wygwizdany przy wejściu na ring pretendent z Pittsburgha. Faworyt trybun i ekspertów nie zawiódł. Od pierwszej rundy narzucił rywalowi swój styl walki. Młodszy z braci Kliczko lewym prostym skutecznie trzymał Amerykanina na dystans, regularnie przy tym punktując. O sile ciosów Ukraińca Chambers przekonał się już w drugiej rundzie. Potężny prawy prosty zachwiał Eddiem, ale ten - niczym rasowy skoczek narciarski - ustał ciężką próbę. Chwilę wcześniej Amerykanin próbował wyprowadzić z równowagi Władymira rzucając nim o deski podczas klinczu. Szybka odpowiedź mistrza wyraźnie ostudziła nieczyste zapędy pretendenta, znacznie wykraczające poza bokserski savoir vivre. Kolejnych kilka rund było do siebie bliźniaczo podobnych. Kliczko trzymał dystans i regularnie punktował lewą, dodając co jakiś czas niesamowicie mocne ciosy prawą ręką, a obdarzony o wiele gorszymi warunkami fizycznymi Chambers nie miał sposobu na wejście w półdystans i zaskoczenie rywala. W siódmej rundzie Władymir zaczął zadawać ciosy kombinacjami i częściej trafiał zwłaszcza lewym sierpem. - Obudź się! Wstawaj i walcz - to niektóre "dobre rady" narożnika Eddiego, które łatwo wymówić, ale znacznie trudniej zrealizować w starciu z ukraińskim mistrzem świata. Wraz z upływem kolejnych rund stało się jasne, że jedyną szansą Amerykanina jest nokaut. Chambers całą energię musiał jednak koncentrować na defensywie i nie miał szans, nawet na wyprowadzenie pojedynczego, określanego mianem "lucky punch" ciosu, który mógłby zakończyć walkę. Eddiemu nie pomogła nawet nietypowa przerwa między dziewiątą, a dziesiątą rundą. 29-letni pięściarz mógł odpocząć nieco dłużej, bo parę chwil zajęła wymiana jego rozdartej rękawicy. Odpoczynek nic nie dał Chambersowi. Kliczko nadal niemiłosiernie maltretował go - głównie lewym prostym - a kiedy wydawało się, że walka zakończy się werdyktem sędziów (bezapelacyjnie prowadził Kliczko) Ukrainiec zadał decydujący cios. Na dziesięć sekund przed końcem dwunastej rundy Władymir trafił lewym sierpowym, poprawił jeszcze prawym hakiem i Chambers runął z impetem na liny, z których podniósł się po upływie dobrych kilkudziesięciu sekund i to tylko dzięki pomocy narożnika. Nokautując Amerykanina młodszy z braci Kliczko zachował pasy mistrza świata wagi ciężkiej WBO, IBF i IBO. Po walce nie wyglądał na człowieka, który boksował przez 36 minut. Owszem, był zmęczony, ale raczej jak ktoś, kto właśnie wrócił z porannego joggingu. To nie wróży nic dobrego kolejnym rywalom Władymira... POROZMAWIAJ O WALCE NA BLOGU DARKA JARONIA