Po pięciu odsłonach sędzia Toby Tamarkin punktował 46:47, a Daniel Fitzgerald i Michael Tate 45:48 - wszyscy na korzyść byłego mistrza świata. "King Kong" jednak odwrócił losy potyczki jednym ciosem i nabył status obowiązkowego challengera dla zwycięzcy rewanżu Aleksandra Usyka (19-0, 13 KO) z Anthonym Joshuą (24-2, 22 KO) z ramienia federacji IBF. - Nie było u mnie ani przez chwili strachu. Trener mówił mi, żebym rozpoczynał każdą akcją prawym prostym i starałem się tak boksować. Walka dwóch mańkutów jest jednak zawsze trudna i niewygodna. Na koniec jednak zwyciężyłem ringową inteligencją. Zapowiadałem, że kibice dostaną fajerwerki i nie pomyliłem się. Najpierw on mnie przewrócił, ale to ja jego skończyłem przed czasem. Wyrazy szacunku dla Martina - kontynuował dwukrotny pretendent do pasa WBC. - Teraz nastawiam się na każdego kto ma pas. Jestem gotowy na każdego, czy to będzie Usyk, Joshua czy Fury. Ci dwaj pierwsi odbędą rewanż, ale z tego co słyszę Fury nie ma wciąż rywala. Mogę więc zaboksować z Furym - dodał blisko 43-letni Ortiz.