Thurman zaatakował ostro od samego początku i jego ciosy odnajdywały drogę do szczęki rywala. Twardziel z Gilroy nie chciał pozostawać mu dłużny, ale młodszy rodak był od niego o ułamek sekundy szybszy, co mocno irytowało weterana. W trzeciej rundzie doszło do zderzenia głowami i na głowie Keitha pojawił się duży guz. Wtedy Guerrero podkręcił tempo, ale już w czwartej odsłonie "One Time" odzyskał kontrolę i w kolejnych minutach tylko powiększał przewagę. W środkowych starciach "Duch" przyjmował takie bomby, że nokaut wydawał się być kwestią czasu. Robert znosił wszystko, ale przeciwnik trafiał go praktycznie w każdej akcji, a każdy z jego ciosów mógłby znokautować paru innych zawodników z czołówki wagi półśredniej. W dziewiątej rundzie Thurman w końcu posłał Guerrero na deski. Robert był poważnie naruszony, lecz wstał na "9" i podjął dalszą walkę. Po nokdaunie przyjął jeszcze kilkanaście uderzeń, ale dotrwał do gongu, a od dziesiątej odsłony sam ruszył do szaleńczego ataku i zepchnął rywala do obrony. Nawet w głębokiej defensywie Thurman i tak trafiał mocniej. Guerrero pokazał swe niesamowite serce, do samego końca szukając szansy na zwycięstwo przed czasem, ale Keith był zbyt szybki i zbyt trudny do namierzenia. Fani nagrodzili obydwu zawodników brawami, a sędziowie jednogłośnie (120-107, 118-108, 118-109) wskazali na niepokonanego pięściarza z Florydy, który obronił po raz pierwszy tytuł mistrza świata WBA World w limicie 147 funtów. - Robert Guerrero to niesamowity wojownik. Myślałem, że będzie mnie mocniej naciskał od początku. Czułem, że go ranię, ale to weteran. Wie, jak się zachowywać w kryzysowych chwilach - komplementował rywala zwycięzca. - Thurman to twardy zawodnik. On naprawdę bije mocno z obydwu rąk. Wiem, że nie wygrałem walki, ale wygrałem serca amerykańskich kibiców. Trafił mnie, byłem zraniony i padłem na deski, ale wstałem i do końca dawałem z siebie wszystko. Kocham fanów, bo zawsze są ze mną! - powiedział po walce rozbity Guerrero.