W 1980 roku do Moskwy udało się 11 polskich pięściarzy, a jednym z debiutantów i najmłodszych zawodników w kadrze olimpijskiej był 23-letni wówczas Adach (kat. 60 kg). Jadąc na igrzyska nie miał na koncie żadnego tytułu mistrza Polski seniorów, ale przekonał do siebie trenerów ogromną pracowitością, niesamowitym zaangażowaniem i wytrwałością w dążeniu do celu. "Moim głównym rywalem w walce o miejsce w reprezentacji w wadze lekkiej był Leszek Kosedowski, brązowy medalista olimpijski z Montrealu w kategorii piórkowej. Kilka miesięcy przed igrzyskami w Moskwie spotkaliśmy się w finale mistrzostw kraju. Leszek miał wtedy kontuzję i pojedynek przerwano już w drugiej rundzie. Kosedowski był lotny na nogach i jemu przyznano zwycięstwo na punkty. Żałowałem, że tak się skończyło, bo rozkręcałem się z rundy na rundę, lubiłem boks ofensywny i wiedziałem, że mam szansę wygrać na pełnym dystansie. Ale nie poddawałem się i dalej starałem się przekonać trenerów, aby na mnie postawili. Dobrze wypadłem na sparingach w Zakopanem z rywalami z NRD oraz Kosedowskim, miałem też dobre występy w turniejach. Na ostatnie zgrupowanie do Cetniewa Leszek już nie przyjechał, było pewne, że to ja jadę do ZSRR" - wspominał Adach. Na igrzyskach w Moskwie słupszczanin był pierwszym polskim pięściarzem, który wszedł na ring. W eliminacjach wagi 60 kg spotkał się z Bouną Sonskhamphona z Laosu. "W tamtych czasach nie było możliwości zdobycia jakichkolwiek informacji o przeciwnikach z tak egzotycznego państwa. Na moje szczęście był wyraźnie słabszy i w drugiej rundzie bój się skończył. Nie chciałem dać plamy, bowiem zaczynałem turniej bokserski. Później boksowałem z silnym fizycznie Tanzańczykiem (Omari Golayala - PAP), raz był liczony i ostatecznie zwyciężyłem na punkty. To oznaczało awans do ćwierćfinału" - dodał. Do strefy medalowej nie udało się wejść m.in. mistrzowi świata Henrykowi Średnickiemu i Grzegorzowi Skrzeczowi. Adach w 1/4 finału trafił na Rumuna Floriana Livadaru. "Rumun walczył nie fair, chciał doprowadzić do sytuacji, w której odpadnę z zawodów wskutek kontuzji. A tymczasem sam doznał urazu łuku brwiowego i na 3 sekundy przed ostatnim gongiem sędzia przerwał walkę. Byłem trochę zaskoczony, bo i tak był już koniec, ale taka była decyzja. Cieszyłem się bardzo, miałem zapewniony medal, lecz byłem też zmartwiony, gdyż nasz lekarz odradzał mi rywalizację w półfinale z Angelem Herrerą. Byłem porozbijany, miałem pod jednym okiem rozcięcie, a drugie było spuchnięte, ale przecież boks nie należy do łatwych dyscyplin. Chciałem walczyć i dostałem zgodę" - przyznał. Półfinałowy rywal - Kubańczyk Herrera, rówieśnik Adacha, był mistrzem igrzysk w Montrealu i mistrzem globu w wadze piórkowej. "Zdawałem sobie sprawę, że czeka mnie najtrudniejsza walka w życiu. Sam walczyłem jako mańkut, a Herrera też boksował z odwrotnej pozycji, co mi nie pasowało. Przegrałem, ale byłem szczęśliwy z brązowego krążka" - dodał. W półfinałach zwyciężył tylko Paweł Skrzecz (81 kg), późniejszy srebrny medalista, zaś porażki doznali też Krzysztof Kosedowski (57 kg, walkowerem), Kazimierz Szczerba (67 kg) i mistrz igrzysk 1976 Jerzy Rybicki (75 kg). "Z jednej strony pięciu Polaków było w półfinale, a z drugiej tylko jeden w finale. Ale nie ma co, wszyscy radowaliśmy się, bo to był kolejny ogromny sukces naszego pięściarstwa. Później udane były jeszcze igrzyska w Seulu (z brązowymi krążkami do Polski wrócili: Jan Dydak, Henryk Petrich, Andrzej Gołota, Janusz Zarenkiewicz - PAP). A wracając do Moskwy, w półfinale z powodu kontuzji nie mógł walczyć Krzysiek Kosedowski z rywalem z Kuby, niewiele brakowało, by to samo i mnie spotkało. Żałuję, że nie mam żadnych nagrać pojedynków sprzed 40 lat. W telewizji widziałem urywki, a chciałbym znów zobaczyć całe walki i znów przeżywać te emocje. Pamiętam też, że jeden z dziennikarzy przed zawodami w ZSRR negatywnie mnie oceniał na łamach swojego pisma, a potem przepraszał za niezasłużoną krytykę" - opowiadał Adach.