- Sześć, siedem lat temu nie sądziłem, że Artur Szpilka, mimo swej solidności i mocnego charakteru, jako pierwszy z naszego rocznika 1989 dostanie możliwość boksowania o mistrzostwo świata. Pierwszej szansy nie wykorzystał, ale dalej będę mu kibicował. Wierzę też, że ja też dojdę na szczyt, a pomogą mi w tym treningi w Stanach Zjednoczonych. Po gali w Arenie Legionowo będę szykował się do własnego ślubu, a potem pojadę trenować do Nowego Jorku - powiedział 26-letni Szeremeta. Białostoczanin jest prawdopodobnie ostatnim polskim pięściarzem, który na amatorskich ringach wygrał z zawodnikiem klasy światowej. Miało to miejsce podczas turnieju Feliksa Stamma w Warszawie w 2010 roku - pokonał dwukrotnego mistrza świata kategorii lekkopółśredniej i późniejszego mistrza olimpijskiego w półśredniej Kazacha Serika Sapijewa. - Z kolei w debiucie w wadze średniej niewiele zabrakło mi do pokonania wicemistrza igrzysk w Pekinie Emilio Correi. Obaj mieliśmy ofensywny styl, a tymczasem w bezpośredniej walce schowaliśmy się za podwójną gardę. Ciosów było niewiele, początkowo prowadził Kubańczyk, ale potem osłabł i ja wygrałem trzecią rundę. Ostatecznie świetny na nogach Correa wygrał jednym punktem. Jako amator stoczyłem też dobry, choć przegrany pojedynek z wicemistrzem globu z 2009 roku Rosjaninem Andriejem Zamkowojem. Gdybym wtedy miał takie możliwości organizacyjno-finansowe jak teraz, to pewnie i ja miałbym już na koncie krążki z największych turniejów - stwierdził. Tymczasem Szeremeta miał problemy finansowe i myślał o końcu kariery. Ostatecznie podpisał kontrakt z Babilon Promotion, a jego bilans walk wynosi 12-0. W sobotę zmierzy się z Karpecem (21-0), którego na Ukrainie trenuje były mistrz świata Wiaczesław Senczenko. - Wcześniej Karpec był w Białymstoku, wspólnie sparowaliśmy, mieliśmy też tego samego szkoleniowca Andrzeja Liczika. Słyszałem, że Ukrainiec jest świetnie przygotowany do gali +Power Punch+. Mnie to cieszy, gdyż to lepiej dla widowiska i nikt nie powie, że pokonałem słabego rywala - dodał. Przed walką w Legionowie Szeremeta planował, wzorem Krzysztofa Zimnocha, który na tej samej gali spotka się z Amerykaninem Mike'em Mollo, wyjechać na kilka tygodni do Londynu. - Nic z tego nie wyszło i... dobrze. Wspólnie z promotorem Tomaszem Babilońskim zdecydowaliśmy, że przed wakacjami wyruszę do Stanów Zjednoczonych, gdzie będę miał najlepsze możliwości treningowe, lepszych sparingpartnerów też nigdzie indziej nie znajdę. Zresztą ja już byłem w Nowym Jorku, jeździłem po rozmaitych gymach, często w podejrzanych miejscach, ale jacy mocni rywale. Podczas sparingów zmieniali się co rundę, dwie, ale nie potrafili ze mną wygrać - przyznał. Po pojedynku z kolegą klubowym Karpecem, Szeremetę czekają przygotowania do... ślubu. - Ósmego maja minie dziesięć lat odkąd jestem z Anią, moją narzeczoną. Datę wesela wyznaczyliśmy zaś na 7 maja. Cieszę się, że wszystko się układa, i jeśli chodzi o życie prywatne, i to sportowe. Mam grupę sponsorów, nie mogę narzekać na finanse. Do tego opieka lekarza, masażysty, fizjoterapeuty, do tego jeszcze współpraca z firmą cateringową. Świetny dietetyk Radek Majewski tak mi ustawił dietę białkową, że nie chodzę głodny, a waga ładnie schodzi. I tylko żal, że nie wszyscy moi najbliżsi są koło mnie, ale wierzę, że tam z góry patrzą na moje postępy. Będę mistrzem świata wagi średniej dla nich - zapowiedział Szeremeta.