Gdy Jerzy Rybicki, nasz ostatni mistrz olimpijski w boksie, sięgał po swoje złoto w Montrealu, miał skończone 23 lata. Był tym najmłodszym polskim czempionem w historii, młodszym nawet od legend z czasów "Papy" Stamma. Choć to jego też odnalazł na jednym z juniorskich zgrupowań słynny trener, twórca rodzimej szkoły boksu. Rybicki zaś swoje mistrzostwo olimpijskie wywalczył niecałe cztery miesiące po śmierci pana Feliksa. Do teraz jest tym najmłodszym, ale wszystko może zmienić nowa postać w polskim pięściarstwie - Julia Szeremeta. Za nieco ponad dwa tygodnie skończy 21 lat, większa część sportowej Polski do tej pory o niej nie słyszała. Ale ona już pokazała klasę w Busto Arsizio we Włoszech, gdy decydowały się losy olimpijskiej kwalifikacji. Wygrała wszystkie trzy walki w kwietniu, podobnie jak i trzy już w Paryżu. Zapewniła sobie medal, stanęła przed szansą wywalczenia miejsca w finale. Julia Szeremeta kontra Nesthy Petecio w walce o olimpijski finał. Pierwsza runda - dla rywalki 20-letnia pięściarka Paco Lublin w cudownym stylu wygrała w stolicy Francji swoje trzy wcześniejsze boje. To nie była "młócka" na pięści, a piękny taniec na nogach, może nawet często bezczelny, z opuszczoną gardą, z efektownymi kontrami. Wenezuelkę Omaylin Alcalę pokonała 4:1, dwie pozostałe rywalki - jednogłośnie. Imponowała, cieszyła się sztuką walki na pięści, radowała po werdyktach. Dziś stanęła jednak naprzeciwko zawodniczki starszej od siebie o 11 lat, dużo bardziej doświadczonej - Filipinki Nesthy Petecio. Byłej mistrzyni świata, aktualnej wicemistrzyni olimpijskiej, mającej serię 11 kolejnych zwycięstw. I szybko przekonała się, że ten pojedynek będzie inny niż poprzednie. Polka znów tańczyła, ale już po kilkunastu sekundach nadziała się na cios rywalki. Sama też próbowała, też trafiała, ale jednak te akcje rywalki były bardziej widoczne. To głowa Szeremety częściej odskakiwała do tyłu. Po pierwszej rundzie sytuacja nie była dobra. Bo choć starcie miało wyrównany charakter, to jednak u wszystkich arbitrów Petecio prowadziła 10:9. Polka przegrywała, ale nie kalkulowała. Szybka, dynamiczna. Sędziowie to widzieli Wyższa do rywalki Polka musiała być więc bardzo aktywa, musiała szukać dziur w defensywie Filipinki. Było ciężko, argentyński sędzia miał trochę dość tych szachów, zachęcał do aktywności. I to Polka była tym razem lepsza, odrobinę, ale jednak. Bardziej chciała. I to jej zachowanie znalazło potwierdzenie u czterech arbitrów. Jedynie u Indonezyjczyka pewna triumfu mogła być Azjatka. U czterech - był remis. Decydowało więc ostatnie starcie, Polka musiała przekonać trzech z tych czterech arbitrów: z Węgier, Norwegii, Sri Lanki i Gwatemali. Przekonała wszystkich. Filipińskiej faworytce wymykało się zwycięstwo, faulowała, opadała z sił. A Polka nadal "tańczyła", atakowała. I prowokowała - jak ma w zwyczaju. A na pół minuty przed końcem jeszcze raz trafiła prawym, pokazała wyższość. Na sam koniec doszło jeszcze do wymiany, cios za cios. Szeremeta podniosła ręce, trener Petecio - także. To ona miała rację - czarodziejka z Chełma wygrała 4:1. Finał - w sobotę o godz. 21.30.