Julia Szeremeta przyszła do nas, do strefy mieszanej z dziennikarzami internetowymi i prasowymi, zapłakana. Choć łzy nie spływały jej po policzkach, to w oczach widać było pełnię emocji. Polka wiele sobie obiecywała po starciu z faworyzowaną rywalką z Tajwaną, wokół której podczas paryskich igrzysk narosło wiele kontrowersji, tyczących się jej kobiecości. Podopieczna Tomasza Dylaka do tej pory udowadniała, że żadna z rywalek nie jest jej straszna. Potrafiła odrabiać straty, nawet gdy gorzej wchodziła w pojedynek i "oddawała" pierwszą rundę. Niestety w finale, trzeba to otwarcie powiedzieć, nie miała wiele do powiedzenia z Tajwanką Lin Yu-ting. Nasza reprezentantka przegrała jednogłośnie na kartach punktowych 0-5 (27:30, 27:30, 27:30, 27:30, 27:30). I właśnie ta bezsilność, mimo jak zwykle ogromnej ambicji i serca do walki, chyba najbardziej ciążyła największemu polskiemu objawieniu tych igrzysk. - Serdecznie wszystkich witam. To na pewno była bardzo ciężka walka, do ostatnich sekund. Marzyłam o tym, aby przywieźć do Polski złoto, ale niestety tak się nie stało, stąd troszkę łez... - smuciła się 20-letnia zawodniczka klubu Paco Lublin. Znamy karty punktowe z finału Szeremety. Teraz wszystko stało się jasne Wszystkie atuty, które w tym pojedynku pokazała Lin Yu-ting sprawiły, że Szeremeta nie była w stanie pokazać pełni swoich umiejętności, którymi czyniła sobie przewagę w poprzednich pojedynkach. - Było bardzo ciężko, choć liczyłam, że się uda i wyczuję przeciwniczkę. Jest bardzo wysoka, ma długi zasięg ramion i do tego bardzo niewygodny lewy prosty. Miałam go sobie wyczuć i w tempo wchodzić, ale też ta zawodniczka jest bardzo dobrą kontrbokserką. Więc kiedy chciałam ją trafić, to schodziła z linii i przepuszczała moje ataki - wyjaśniła fachowym językiem. Trener Szeremety tymi słowami chciał zmienić przebieg walki. Postawił na jedną kartę Srebrna medalistka zdecydowanie wskazała Tajwankę jako swoją dotąd najtrudniejszą przeciwniczkę w karierze. - Tak, to bardzo niewygodna zawodniczka. Spodziewałam się innego stylu boksowania, myślałam że się uda, ale niestety... - zawiesiła głos. Przywołała także, jak wyglądała jej pierwsza rozmowa tuż po werdykcie z trenerem Dylakiem. - Był naprawdę zadowolony i szczęśliwy, że przywozimy wicemistrzostwo olimpijskie - zaznaczyła. Szeremeta: Ja nie zajmowałam się moimi mediami społecznościowymi Przed pojedynkiem narosło mnóstwo kontrowersji, a swoje trzy grosze - jak się wydawało - dorzuciła sama nasza pięściarka, podając na swoim koncie w mediach społecznościowych grafiki, które uderzały w kobiecość Tajwanki. Tymczasem Szeremeta przedstawiła następującą optykę: - Tak naprawdę powiem, że ja nie zajmowałam się moimi mediami, żeby się wyciszyć i nie wchodzić. Ktoś za mnie prowadził te media. Trener zobaczył memy i kazał je usunąć - mówiła. Raz jeszcze dopytana, czy to nie ona je zamieszczała, powtórnie zaprzeczyła: - Nie. A zapytana, czy cała ta dyskusja na wielką skalę miała na nią wpływ, powiedziała: - W ogóle nie, podchodziłam do tego na luzie. Tak naprawdę "zlewałam" to i w sumie nie chcę wypowiadać się na ten temat - ucięła tę dyskusję. Na koniec swoją wdzięczność wyraziła pod adresem kibiców, których sama rozkochała swoim stylem, charyzmą i osobowością. - Za mną bardzo fajne przeżycie, cieszę się, że mogłam pokazać się z tak dobrej strony. Bawić się razem z publicznością, która swoim dopingiem mnie tutaj niosła. Pokazałam Polsce i nie tylko naszemu krajowi mój styl boksowania. Dziękuję kibicom za wielkie wsparcie, tu w hali, jak również w Polsce przed telewizorami. Dziękuję wszystkim! - podkreśliła Szeremeta. Artur Gac, Paryż