Kliczko pokazał sporo jak na siebie. Długie akcje na tarczy trenera Johnathona Banksa, trochę walki z cieniem. Sprawia wrażenie szybkiego i bardzo zdeterminowanego. To widać nawet w jego oczach. - Fajnie znów tu być. Kiedyś boksowałem w Londynie na karcie gali z udziałem Lennoxa Lewisa, kiedy pokonałem Monte Barretta. To będzie świetny pojedynek, jestem gotów na ostrą walkę. Niektórzy przekonują, że Anthony będzie dominował na początku, a z czasem będę dochodzić do głosu. Wybaczcie, jednak zamierzam dyktować warunki od samego startu - mówił zmotywowany Ukrainiec, który zdominował królewską kategorię na dekadę, lecz pozostaje nieaktywny od półtora roku od czasu punktowej porażki z Tysonem Furym. Anglik był oszczędniejszy w swoim treningu, jakby próbując coś ukryć. Trochę skakanki, a to co było potem trudno było nazwać tarczą. Jakieś pojedyncze ciosy. Konspiracja. Ale nie wyglądał wcale na spiętego. Wręcz przeciwnie - żartował i zapraszał kibiców na pierwsze walki gali, na występy swoich kumpli. - Byli rywale, których nie lubiłem, byli jednak i tacy, których szanowałem. Władimira z pewnością bardzo szanuję, ale gdy zabrzmi pierwszy gong, szacunek się skończy. Chcę pokazać, kto jest prawdziwym szefem w wadze ciężkiej. Jestem w bardzo dobrej formie i gotowy na sobotni wieczór. To część mojej podróży. Kibice dostaną to, czego chcieli i o co prosili - stwierdził angielski król nokautu.