Joe rozpoczął ze sporym animuszem, nacierając na wielkiego mistrza bez skrupułów. Trafił bardzo mocnym lewym sierpowym, spychając "Starego lisa" do odwrotu. Ale przecież filadelfijczyk to artysta defensywy. Nikt więc sobie z tego nic nie robił. Młodszy o blisko ćwierć wieku siłacz drugą rundę rozpoczął atakami na korpus weterana, ten jednak w końcówce odpowiedział kilkoma firmowymi kontrami bezpośrednim prawym. W kolejnych minutach trwała walka nie tylko w ringu, ale również w głowach pięściarzy. Nacierał silniejszy fizycznie Smith Jr, bił mocniej, za to Hopkins czarował, szachował jego ruchy i odpowiadał może słabszymi, za to celnymi kontrami. Kiedy trafiał młokos, stary wyga zachowywał spokój i konsekwentnie robił swoje, ale gdy już udaną akcję zanotował Bernard, podrażniony Joe natychmiast próbował odpowiedzieć jeszcze mocniej. A wtedy momentami się gubił. Na początku piątego starcia oparty o liny "Kat" popisał się dwoma świetnymi kontrami z prawej ręki. To tylko rozsierdziło jeszcze bardziej Smitha. Sporo przyjmował, lecz szedł jak taran do przodu i na pięćdziesiąt sekund przed gongiem złapał utytułowanego rywala piekielnie mocnym prawym sierpowym, jakim pół roku wcześniej skosił z nóg "Polskiego Księcia". Bernard był lekko ranny, ale szybko doszedł do siebie. Podobny scenariusz miały kolejne minuty. Agresorem i mocniej bijącym zawodnikiem był Smith, natomiast Hopkins większość tych akcji unikał, samemu często odgryzając się kontrami. I nagle bum! Na początku ósmej rundy Smith Jr natarł na mistrza w narożniku, złapał go prawym krzyżowym, a gdy ten się pochylił, poprawił jeszcze prawym i lewym hakiem na szczękę, wyrzucając legendę poza ring. Co prawda Hopkins reklamował, że został wypchnięty, ale powtórki dobitnie wykazały, że się mylił. Czysty i zasłużony nokaut.