Tadeusz Pietrzykowski był przedwojennym mistrzem Warszawy w boksie. Od 1934 roku trenował pod okiem słynnego wówczas Feliksa Stamma, szkoleniowca związanego z bokserską sekcją Legii. Pietrzykowski przejawiał talent, na tyle poważny, że miał reprezentować Polskę w Helsinkach podczas igrzysk w 1940 roku. Tadeusz Pietrzykowski zamiast do Helsinek, trafił do obozu Wszystko zmieniła jednak wojna, która wybuchła rok wcześniej. Pietrzykowski zaciągnął się do struktur przyszłego Związku Walki Zbrojnej. W swoich wspomnieniach z tamtego okresu pisał: "Rozważając nad swoją najbliższą przyszłością, miałem do wyboru dwie alternatywy: albo pozostać i walczyć w kraju, albo podjąć decyzję przedostania się na zachód. Jako pilot szybowcowy chciałem walczyć w lotnictwie. Byłem więc jednym z pierwszych kandydatów, który chciał się przedostać przez Węgry do Francji. Wybierając drugą alternatywę, zacząłem ją realizować". W lutym 1940 roku bokser, wraz z kolegą, pojawił się w Zakopanem. Tam wyczekiwali na odpowiedni moment, aby przedrzeć się przez granicę. Kiedy ten w końcu nadszedł, skorzystali z okazji i przemieścili się na Węgry. Do miejsca docelowego nigdy jednak nie dotarli. - Zostali złapani w obozie cygańskim niedaleko miasta Pecz na Węgrzech, przy granicy węgiersko-jugosłowiańskiej - mówi córka Eleonora Szafran w Archiwum Historii Mówionej Instytutu Pamięci Narodowej. Obaj Polacy trafili do więzienia w Muszynie, w którym Niemcy okrutnie ich torturowali. Wśród metod wymienionych w źródłach historycznym podaje się między innymi wieszanie na słupku. Po pewnym czasie Pietrzykowskiego i kolegę przeniesiono natomiast do zakładu w Nowym Sączu, a w międzyczasie urządzono pokazowy proces i uznano winnymi. W związku z tym okupanci przerzucili ich do Tarnowa. W tym samym czasie w Oświęcimiu powstawał obóz koncentracyjny. 14 czerwca 1940 roku przedwojenny mistrz Warszawy w boksie znalazł się w pierwszym w dziejach transporcie do miejsca zagłady. Otrzymał numer 77. - Tato i wszyscy inni młodzi ludzie mieli bardzo trudno, żeby się odnaleźć w tej rzeczywistości obozowej. Nie wiedzieli, po co, co to jest, dlaczego. Tato powtarzał, że to było celowe, po to, żeby złamać ducha polskości, żeby ich wykończyć, żeby pozbawić ich godności, imienia, wszystkiego - tłumaczy Eleonora Szafran. Boks był w Auschwitz sposobem na przeżycie Marzec 1941. Pietrzykowski jest więźniem KL Auschwitz od blisko roku, waży nieco ponad 40 kilogramów i codziennie wykonuje katorżniczą pracę. Po obozie krąży plotka, że jednym ze strażników został Walter Dunning, który swego czasu był wicemistrzem Niemiec w boksie. Szybko okazało się, że to prawda, a znudzony codzienną rutyną kapo lubił robić sobie z więźniów żywe worki treningowe. W pewną niedzielę do Pietrzykowskiego przybiegli koledzy i zapytali, czy stanie do walki z Dunningiem. - Wiemy, że tato ważył wtedy niedużo, bo troszeczkę ponad 40 kilogramów. Ten przeciwnik ważył ponad 70, więc to absolutnie świadczyłoby o tym, że to będzie bardzo trudna walka. Ale tato był ryzykantem - wspomina córka Eleonora. Polak przystał na propozycję. Pojedynek odbył się w formule "do pierwszej krwi". Z historycznych relacji wynika, że ta pojawiła się w trzeciej rundzie. Pietrzykowski, choć wygłodzony i wyniszczony obozem, wykorzystał znakomite umiejętności, aby wyprowadzić kilka celnych ciosów. - Od tego momentu Dunning poczuł chyba, jeżeli możemy tak to nazwać, pewien szacunek do taty - mówi Szafran. Pietrzykowski, w nagrodę za zwycięstwo, otrzymał jedzenie. Dokładnej ewidencji nigdy nie prowadzono, ale przedwojenny mistrz Warszawy stoczył w obozach (w 1943 roku, za sprawą poznanego przed wojną arbitra bokserskiego Hansa Lütkemayera, został przeniesiony z Auschwitz do KL Neuengamme) pomiędzy 40 a 60 pojedynków. Przegrał tylko raz - rywalem był wówczas holenderski mistrz wagi średniej Leen Sanders. Dla "Teddy’ego" i jego rodaków nie statystyki były jednak najważniejsze. Walki po pierwsze pozwalały zdobyć jedzenie, a po drugie utrzymywały nadzieję, że Niemców da się zniszczyć. Ring stał się nośnikiem marzeń o wolności. - Zrozumiałem, że tu chodzi o coś więcej. Polak jest w ringu, Polak bije niemieckiego kryminalistę, który wczoraj jeszcze bił i mordował naszych kolegów. Ta atmosfera wokół ringu, ten klimat wśród wychudzonych i zabiedzonych polskich więźniów, to była jakby "transfuzja" wiary, bodziec dodający otuchy, że przecież "Jeszcze Polska nie zginęła" - wspomina więzień Tadeusz Sobolewski. *** Pietrzykowski doczekał w obozach końca wojny. 15 kwietnia 1945 roku został wyzwolony przez Brytyjczyków jako więzień kompleksu Bergen-Belsen. Wstąpił następnie do 1. Dywizji Pancernej generała Stanisława Maczka, w której zajmował się prowadzeniem ćwiczeń sportowych dla żołnierzy. Poza tym kontynuował występy na ringu i choć nigdy nie powrócił już do optymalnej dyspozycji, zdołał w 1946 zostać mistrzem dywizji w swojej kategorii wagowej. W latach 50. znalazł zatrudnienie w oświacie. Pracował w Technikum Przemysłu Poligraficznego, szkole podstawowej i liceum. Zajął się także trenowaniem młodych bokserów w klubie KS Gorce. Tadeusz Pietrzykowski zmarł 17 kwietnia 1991 roku. Jakub Żelepień, Interia