Tomek czekał na nas w swoim malowniczym domu, skąd udaliśmy się do jego kuzyna, gdzie przeprowadziliśmy czata. - Nie korzystam z Internetu za często, może raz na tydzień. Nie mam na to czasu - powiedział Tomek. Adamek to bardzo skromny chłopak, ale również bokser pewny swojej wartości i tego co już osiągnął. Nie wywyższa się, ale pamięta, że jest mistrzem świata. Jest bardzo religijny, ale nie na pokaz. Można nawet powiedzieć, że to dobry materiał na idola dla młodzieży. Pokazał wszystkim, że ciężką pracą i wiarą można z małych Gilowic wejść na szczyt bokserskiego świata. Tomek jest bardzo lubiany w rodzinie, wszyscy go szanują i miło wspominają. Wielu z nich było na ostatniej walce w Duesseldorfie, a niektórzy - jak choćby kuzyn, który pomagał w przeprowadzeniu czata - zamierza lecieć na kolejną walkę do USA. Po czacie poprosiliśmy Tomka o chwilę rozmowy i jak można było się spodziewać, zgodził się bez problemu. Od walki minęły już trzy dni. Jak się czujesz po przyjeździe z Niemiec? Wszystko jest w porządku. Najważniejsze, że wróciłem cały i zdrowy do domu. Ucieszyłem się, gdy zobaczyłem moje dzieci i całą rodzinę oraz znajomych z Gilowic. Dobrze, że jestem zdrowy i nie poobijany, no i czekam na kolejne wyzwania. W okolicach Żywca wszyscy cię znają. Kiedy tu jechałem, nikt nie miał problemów ze wskazaniem drogi do domu mistrza. W tych okolicach znają mnie wszyscy, bo przecież tutaj się urodziłem. Natomiast coraz więcej ludzi poznaje mnie na ulicy w większych miastach, jak choćby w Warszawie. Jestem obecny w telewizji oraz cytowany codziennie w gazetach, a to przecież działa na moją popularność. Szczególne zainteresowanie pojawiło się zwłaszcza po ostatniej walce, ale mnie to tylko cieszy. Co się zmieniło w twoim życiu po walce z Ulrichem? Zmieniło się tylko to, że jestem jeszcze bardziej rozpoznawalny. Pojawia się w związku z tym większe zainteresowanie ze strony sponsorów. Natomiast w sercu się nie zmieniam. Jestem prostym chłopakiem ze wsi. Tutaj się urodziłem i czuję się jak normalny człowiek. Czy sponsorzy ustawiają się w kolejce? Oferują bajeczne kwoty? Mój menedżer w Warszawie cały czas pracuje, prowadząc rozmowy z potencjalnymi sponsorami. Myślę, że za dwa lub trzy tygodnie okaże się na ile to zainteresowanie jest stałe. Czy miałeś może jakieś propozycje od kandydatów na prezydenta, abyś któregoś oficjalnie poparł? Owszem miałem. Dzwonili wczoraj i dzisiaj. Ja jednak dopiero co przyjechałem do domu, a zaraz znów wylatuję i nie mam czasu. Nie chciałem się włączać w kampanię, ale do wyborów na pewno pójdę. Powiedziałeś na czacie, że prawdopodobnie wkrótce będziesz walczył z Royem Jonesem jr. Czy to wymarzony przeciwnik na kolejną walkę? W Stanach Zjednoczonych najbardziej opłacani są dwaj bokserzy Antonio Tarver i Roy Jones. Roy jest na czwartym miejscu w rankingu, ale ostatnio przegrał na punkty z Tarverem. Myślę, że on będzie chciał ze mną walczyć, bo dla niego będzie to szansa zdobycia mistrzostwa świata WBC. Ja taką walkę przyjmę z wielką radością, bo to wielki prestiż, a jak go pokonam, to stanę się naprawdę bardzo sławny. Teraz wszystko w rękach Dona Kinga. No właśnie. Jak ci się pracuje z Kingiem? To jest facet już w podeszłym wieku, można powiedzieć dziadziuś, ale i poważny biznesmen. Gdy trzeba to milczy, jest spokojny i dużo myśli. Jest to na pewno wielki promotor i wielki biznesmen. Czy w związku z rosnącą popularnością, miałeś może jakieś propozycje gry w filmie? Tak. (uśmiech) Najprawdopodobniej zagram w jakimś serialu. Plany są już bardzo zaawansowane i myślę, że niebawem coś się pojawi. Szczegółów nie chcę jeszcze ujawniać, bo będę w czwartek w Warszawie i wtedy coś się może wyjaśni. Do kiedy będziesz odpoczywał w Gilowicach? Tego sam nie wiem dokładnie. Na pewno wkrótce będę musiał polecieć do Stanów na kilka dni. Teraz czekam tylko na informację od Dona Kinga. Andrzej Łukaszewicz, Gilowice.